czwartek, 18 kwietnia 2019

easter people


Lubimy udawać, że otacza nas samo piękno. Żądamy całego życia i samego szczęścia. A przecież jesteśmy świadomi istnienia

klęsk
głodu
chorób
pożarów
ubóstwa
rozpaczy
wojen
śmierci

„Do not abandon yourselves to despair. We are the Easter people and hallelujah is our song” – to mój ulubiony cytat z JP II. Powiedział to kiedyś w Australii i do tej pory nie udało mi się znaleźć dobrego tłumaczenia. Właściwie żadnego tłumaczenia. Bo jak mniemam, nie chodzi tu po prostu o Wielkanoc, ani nawet Święta Zmartwychwstania. Po angielsku to religijno-wiosenne święto, ma nazwę pochodzącą od słowa „wschód”. I jak rozumiem nie oznacza jedynie kierunku geograficznego, ale świtanie, brzask, jutrznie, ranne zorze i wreszcie – wschód słońca. I jeszcze wiarę, że mrok zniknie, staniemy w blasku i radośnie zaśpiewamy Alleluja!
Czy to jest to samo Alleluja, które mieli na ustach biblijni wędrowcy? Świat tak bardzo się zmienił. Zielone puszcze padają pod ostrzami zdobywców, czyniących sobie ziemię poddaną. Nie słyszy się głosu nawołującego „zzuj buty swoje z nóg swoich, bowiem ziemia na której stoisz jest święta”. Chcemy całego życia! Żądamy szczęścia. Bogactwo nam się należy. Nie chcemy jałmużny. Chcemy utrzymać własne ekskluzywne praktyki, kochając tych, którzy wyglądają i myślą tak jak my, osądzając tych, którzy są inni. Ignorujemy zaproszenie do radykalnej zmiany własnych priorytetów, naszych słów i działań, wykorzystania czasu.
Może i chcielibyśmy być ludźmi pełnymi światłości, ale to nie jest łatwe. Trzeba by ufać, że mrok ustąpi a brzask nastąpi, nawet w obliczu przeciwności. Trzeba by odmawiać dotrzymania kroku celebrytom i wychowywać dzieci do uważności a nie do sukcesu. Trzeba by zaakceptować choroby, karmić głodnych i dawać jałmużnę. I gromadzić rodziny w obliczu zbliżającej się śmierci i przypominać, że są ludem porannych zórz, ludźmi jasności.

wtorek, 16 kwietnia 2019

koziołek w Notre Dame


Tych miasteczek nie ma już, Okrył niepamięci kurz, Te uliczki, lisie czapy, kupców rój, Płotek z kozą żywicielką... tak malował pan Chagall

pan Chagall
malował tak
stolicę - Paryż
Wieżę Eiffla
Notre Dame
maszkarony
rzygacze
chimery
strzygi

Chimera nie jest strzygą, ale też jest sporym dziwadłem. Te wszystkie maszkarony, swojskie cudaki pospolite ptaki i lotne latawice – ustępują urodą hybrydowemu koziołkowi. Stworzenie sennie kontempluje stolicę, ciemnoniebieską w księżycowej poświacie. Kogut śpiewa u jego boku, wołając do nadciągającego poranka, którego przybycie zapowiada złoty ptak. Pięknie spleciona para unosi się nad dwoma zwierzętami. To ten drżący moment między pierwszym światłem a brzaskiem...
Nie wiem, co tam sobie myślą we świecie, gdy patrzą na ten obraz. Ja z miasta pieczętującego się koziołkiem wrzysającym się na winorośl – widzę znak Lublina w katedrze nad Sekwaną. Ja z regionu, noszącego na tarczy mknącego jelonka – widzę nas, ludzi z pogranicza wspinających się do serca Europy. I nucę sobie Zapomniany świat,  płynie, płynie w dal, Z kogucim i baranim łbem Na białej chmurze ginie, hen Tak, jak malował pan Chagall.
A tymczasem media płoną swoimi ulubionym tytułami: szok i dramat! Katedra w ogniu! Gdyby każdy, co uronił udostępnienie tego widoku – wpłacił 100 zł na remont... Remont kościółka w swojej parafii – to dopiero byłby szok.
ps
Tak, to prawda - obróciłam obraz. Bo mogę, a zawsze czuję wewnętrzny sprzeciw, gdy te zwierzaki z herbów biegną w lewo.


piątek, 5 kwietnia 2019

czarne złoto


Był sobie król, był chory i nikt nie wierzył w jego uzdrowienie. Byli też trzej synowie, brzydki karzeł, piękna królewna i

woda życia
eliksir
mikstura
esencja
ekstrakt
remedium
koncentrat
magia
wiedza

W baśniach, do uratowania rodziny w szczególności i świata w ogólności – niezbędny był jakiś artefakt o magicznej właściwości. Wprawdzie w baśnie nikt już nie wierzy, ale wciąż trwają poszukiwania cudownego rozwiązania problemów bliskiej gleby i odległego globu. Vandana Shiva, indyjska ekofeministka wzywa do odnalezienia tożsamości pomiędzy wolnością osobistą i wiedzą, a żywnością i mieszkaniem. Shiva mówi, że zachodnie kobiety odcinają się od zasady żeńskiej, boją się zaszufladkowania jako kobiece – czyli bierne, pasywne, bezsilne. Proponuje harmonię, której możemy uczyć się, przyglądając się naturalnie rosnącym roślinom. Ponieważ planecie kończą się zasoby naturalne – ludzie muszą zmienić swój światopogląd. Czas przyznać, że jesteśmy częścią poplątanej sieci życia, która powinna być przez nas chroniona i szanowana.
Tymczasem człowiek usiłuje ciągle przechytrzyć przyrodę i doprowadzić do tego, aby z najmniejszego areału powierzchni uzyskiwać możliwie największe zbiory i jak najtaniej produkować żywność. Całkowicie różny sposób myślenia towarzyszy zakupowi rzeczy niż kupowaniu żywności. Dom, meble, auto – powinny być solidne, na lata. Żywność? Tania, najtańsza. Nawet jeśli trzeba samochodem jechać do odległego supermarketu. Byle więcej jeść „po taniości”. Byle więcej mieć na zapas, w większej lodówce...
W minionym wieku zmieniło się w polskie rolnictwo. Plony głównych ziemiopłodów zwiększyły się kilkukrotnie. Radykalne zmiany dokonały się w technicznych metodach produkcji rolniczej. Pięciokrotnie zwiększył się obszar użytków rolnych na jedną osobę zatrudnioną w rolnictwie. Na pola trafia więc coraz więcej nawozów sztucznych. Ich nadmiar ma negatywny wpływ na glebę, na wszelkie wody – rzeki, jeziora i oceany, na organizmy w niej żyjące, a w rezultacie na nasze zdrowie. Nasze życie zależy od gleby pokrywającej glob ziemski. Sztuczne nawozy nie są ratunkiem. Ratunkiem jest „czarne złoto” – kwasy humusowe, ekstrakt, remedium...