środa, 21 września 2016

poza kulturą

Może cosmopolitan? - zaproponowała kelnerka. - Jak ten magazyn? - zapytałam ja. - Jak w tym serialu, co zawsze piją tego drinka - odpowiedziała. Wzięłam, żeby poczuć się jak w wielkim mieście i skosztować, czy do wódki z sokiem i skórką pomarańczy pasuje


bułka
chleb
placek
maca
pita
kołacz
korowaj
podpłomyk
fajercarz

Ten wytworny z nazwy drink piłam bowiem w lubelskim lokalu, serwującym kultowe danie Ameryki: bułę z mielonym kotletem. Niedawno skończył się „Festiwal smaku”, na którym w różnych budkach spróbowałam dania składającego się z jakby naleśnika, zawierającego mięso i warzywa. Potrawa w zależności od kraju pochodzenia miała różne nazwy i aromaty. Niezmiennie jednak pozostawała pospiesznie przygotowanym daniem z ulicznej budki.
Parę tygodni wcześniej można było trenować podniebienie na „Zlocie foodtrucków”. Serwowali jadło wątłym przechodniom, a nie strongmanom, znanym z zaprzęgania się do wielkich trucków. Dziwne. Postanowiłam więc zasilić lokalny patriotyzm, kosztując „prawdziwego kebaba od polskiego patrioty”. Tak! Jest taki w moim mieście! Jednak akurat gdy się tam wybrałam, przyczepa turystyczna oferująca strawę – była pusta. Nieopodal krążył zaś mężczyzna częściowo nieświeży, z twarzą napuchłą i torsem obleczonym w T-shirt. Sprany podkoszulek miał hasło: Bóg Honor Ojczyzna - na przedzie i znak Polski Walczącej na tyle. Widok ten odebrał mi apetyt i nawet odechciało mi się sprawdzać wiadomości (16.07.16) z portalspożywczy.pl, iż producent napoju energetycznego "Super Ruchacz" chce wprowadzić kolejną markę. Już w sierpniu na sklepowych półkach znajdziemy "Żołnierzy Wyklętych"...
Za dużo czytam. Powinnam więcej oglądać tv i seriali, dzięki czemu nie będę poza kulturą i nazwy drinków nie będą mnie zdumiewać. Tymczasem w kulinarnej tv, jakiś kucharz wrzeszczy na podkuchenne, aż się niedobrze robi. Zatem wezmę sobie kieliszek nalewki i otworzę „Nic nie zdarza się przypadkiem” Tiziano Terzaniego. Pisze „W Indiach są grupy osób - na przykład ortodoksyjni bramini – które jedzą tylko to, co same ugotowały w naczyniach, które same umyły. Myślą, że ten kto przygotowuje posiłek wywiera na niego swój wpływ. Jeśli kucharz jest osobą niskiego ducha, wprowadzi do dań negatywną energię, która przeniesie się na jedzącego.
Racja, prawda? Pisze też o Ameryce, dosyć dobrze wyjaśniając to, co się tam teraz dzieje.

Nic nie zdarza się przypadkiem - czytajcie ze mną.

5 komentarzy:

  1. Kiedyś korzystałam z foodtrucków i jeszcze nie miałam sytuacji takiej jak powyższa. Zawsze trafiam na sympatycznych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwię się, że ten gość odebrał Ci apetyt. Co do Indii - mówi się przecież, że przez żołądek można trafić do serca :) No i na koniec - chętnie będę czytać razem z Tobą! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie można czytać za dużo :) A co do gościa od foddtrucków - masakra :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, już starożytni mówili "littera docet, littera nocet"

      Usuń
  4. Do czasu jak dowiedzialam się jakie alergeny w żywności mi dokuczają, to chodziłam na te festiwale foodtrucków. Było mnóstwo ludzi, przechodziło się między truckami ocierajac się o innych, a jak się zamawiało to się stało jak kołek pod truckiem, czekając na swoje zamówienie. Tak bylo a teraz mimo że tez chciałabym pomagać polskiej gastronomii, to przez moją chorobę tam po prostu nie chodzę. Co do buł z Ameryki, to jem jak muszę bo nie mam wyjścia, w drodzę z lub na wakacje, w polskich Mc Donaldach. Nie wiem, jaka jest w nich magia. Ale wiem jedno i na pewno,że tłuczą niemiłosiernie. Tym optymistycznym akcentem, pozdrawiam Cię serdecznie, do następnego postu :)

    OdpowiedzUsuń