czwartek, 29 sierpnia 2013

grubo tłumaczone

Różne pamiątki przywozi się z wakacji. Ja na przykład fotografuję się z mundurowymi. Wbrew pozorom to wcale nie jest proste, bo policjanci i wojskowi nie łatwo dają się zaciągnąć przed obiektyw. Bardziej przekonujący jest uśmiech niż  

gwara
narzecze
dialekt
slang
żargon
grypsera
mowa
język

 
Kolekcjonuję też fotki przy pojazdach. Amerykańska przyjaciółka skomentowała jedno z tych zdjęć: bold and beautiful. No pięknie! - zafrasowałam się, bo słowo bold,  kojarzy mi się z komputerowym żargonem i boldowaniem/pogrubianiem liter w tekście. Znaczy, że jestem staroświecko gruba?! A może jednak trzeba to przetłumaczyć na młodzieżowy slang: że wyglądam grubo, czyli wypaśnie? Potem okazało się, że to tytuł amerykańskiego serialu, emitowanego w Polsce, jako "Moda na sukces". 
Serial jak serial, ale tytuł dobry. A nie jest łatwo przetłumaczyć tytuł. Ba! Potknąwszy się na boldzie, pocieszam się, że mieszczę się w gronie ułomnych użytkowników języków i dialektów. Widzieliście film "Żądło"? Tam ani słowa nie ma o owadach. Albo "Niebieskie kołnierzyki"? A ten biedny Depardieu, co nie dostał Oscara za Cyrana de Bergerac, bo zwierzył się amerykańskiej gazecie, że jako mały chłopiec widział gwałt. Tzn. wydawało mu się, że tak powiedział. Tymczasem dziennikarz usłyszał grypserę o gwałcie, w którym aktor uczestniczył. A potem na tłumaczenia było za późno...
Jak powiedział mój ulubiony filozof "mój język wyznacza granice". Nawet granice życia. Z życiem na Marsie było tak: włoski astronom Giovanni Schiaparelli w 1877 roku zaobserwował proste linie na powierzchni planety i nazwał włoskim słowem „canali", które mogło oznaczać naturalne bądź sztuczne połączenia wodne. Angielski tłumacz pracy Włocha użył terminu „canals", który odnosił się do tworów wybudowanych przez ludzi. Naukowcy przyjęli, że kanały, które włoski astronom obserwował w okolicach równika, zostały wykonane przez rozumne istoty, ufoludki.

Cóż, nie każdy jest błyskotliwym tłumaczem, jak Maria Skibniewska i jej "Władca pierścieni" lub jak Piotr Cholewa i jego cały Świat Dysku. Chociaż hiperdokładność też nie każdego zachwyca. Winnie-the-Pooh zawsze będzie wypasionym misiem, a Fredzia Phi Phi tylko grubą niedźwiedziczką...

11 komentarzy:

  1. Ja w podróży fotografuje skrzynki pocztowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! To gdzieś prócz Australii warte są zdjęcia?

      Usuń
  2. W podróży najbardziej lubię fotografować piękne zakątki oraz krajobrazy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię robić wszystkiemu zdjęcia hi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to przypadłość pokolenia, które nie wie co to 24klatkowy film na całe wakacje 😀

      Usuń
  4. Podróżuję dość często, przeważ fotografuję krajobrazy, trochę makro

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja najczęściej fotografuję synka i krajobrazy. A jeśli chodzi o tłumaczenia - faktycznie czasami trzeba być bardzo biegłym i czujnym,żeby wyłapać te wszystkie niuanse.

    OdpowiedzUsuń