wtorek, 29 kwietnia 2014

igraszki ze słowami

Czy jesteś wyznawcą teorii wybuchu? Czy wierzysz w pancerną brzozę? Czy 10 lat w Unii Europejskiej to sukces? Czy Polska straciła niezależność?
We try harder
miecz Demoklesa
spin doktorzy
socjotechnika
relatywizacja

reklama
liberalizacja
narracja
slogany

sondaże


Czy jesteś za aborcją? Czy jesteś za eutanazją? Czy jesteś za karą śmierci? Czy jesteś za karaniem nieletnich? Czy jesteś za karaniem za posiadanie narkotyków? Czy młodzież ulega prądom relatywizacji i liberalizacji wartości? - pytano w ankiecie maturzystów.
Jak łatwo zgadnąć, większość ankietowanych była przeciwko skrobankom i dobrej śmierci oraz za zamykaniem za kratami dzieciaków, których rodzice nie nauczyli rozróżniać dobra od zła, a także za karaniem za złe zamiary (na przykład babci uprawiającej na oknie "marychę" i patrzącej jedynie na jej orientalną urodę). Zamieniam też "eutanazję" na "dobrą śmierć", czyli dokładny przekład greckich słów, oznaczających skrócenie przez lekarza mąk pacjenta w przedłużającej się agonii. Każde bowiem z pytań ankiety można by sformułować inaczej i jest taka możliwość, że jej wyniki nie byłyby takie jednoznaczne.
Żonglując słowami, można osiągnąć zadziwiające efekty. Kandydaci na naszych przedstawicieli obmyślają właśnie najskuteczniejsze narracje. Narracja to modne ostatnio słowo, które z literatury przeniosło się do polityki. Partyjni spin doktorzy (też modne słowo) zastanawiają się nad efektywną socjotechniką, mającą przekonać społeczeństwo. Próbowano już na przykład przełożyć słynne powiedzenie J.F.Kennedy'ego: "Nie pytaj co Ameryka może zrobić dla ciebie, zapytaj co możesz zrobić dla Ameryki". Wyszło kulawo raczej. Lepiej chyba byłoby szukać wzoru w swoiskich reklamach telewizyjnych. Czyż Henryk Zając, który od 25 lat naprawia pralki, nie były lepszym wzorem dla ludzi pracy? Ewentualnie ten pan, z jasnym, nieskażonym myślą czołem czołem, zajadający orzeszki? Albo ci młodzieńcy z napojem dającym wolność? Niewątpliwie jednak ubiegający się o parlamentarne fotele, siegną po wszelkie fortele, aby zawrócić w głowach społeczeństwu.
Nikt jednak nie próbował przenieść do polszczyzny słynnego hasła Avisu 'We are only #2 so We try harder'.  Szczególnie, że nie było dotąd żadnej pisanej reguły, która by ludziom biorącym udział w życiu publicznym zabraniała kłamać. Przynajmniej u nas. W innych krajach politycy po kłamstwa sięgają rzadziej. Nie dlatego, że się nimi brzydzą, ale dlatego, że przyłapanie na rozmijaniu się z prawdą oznacza zwykle koniec kariery. U nas od lat krąży tylko widmo ustawy, która nic pewnie nie jest w stanie zmienić, dopóki ludzie nie zrozumieją na czym naprawdę polega demokracja.
Mówi się że najwyższa władza należy do Sejmu. Nieprawda. Najwyższym władcą, nie podlegającym absolutnie żadnej kontroli jest społeczeństwo. I jeżeli parlamentarzyści nie będą czuli wiszącej nad nimi jak miecz Damoklesa, naszej - społeczeństwa woli, to nieuchronnie ulegać ona będziwe różnym ograniczeniom i nadużyciom. Nie jesteśmy - jak sądziłą jedna z posłanek zbiorem przypadkowych osób - jesteśmy siłą, z która trzeba się liczyć. Oczywiście pod warunkiem, że nie damy sie zwieść, różnym, błyskotliwym hasłom politycznym, nad którymi pracują spece od reklamy.
Pomyśl o tym (to też reklamowy slogan).

czwartek, 24 kwietnia 2014

miłość na maturze

Kiedyś to były egzaminy dojrzałości. Kasztany kwitły a egzaminatorzy pytali o Przedwiośnie i Gloria Victis. Lalka i Pan Tadeusz były  omawiane, była Zbrodnia i karaŚwiętoszek, raz Edyp i raz Makbet ...

Orzeszkowa
Szymborska
Konopnicka
Żeromski
Molier
Sofokles
Mickiewicz
Dostojewski
Szekspir
Prus        
Barańczak    

A miłość? Temat uroczy i chwytliwy, nieomal jak najnowsze modele samochodów i sukien, rozgrywki sportowe i wybory. Chociaż już Boy-Żeleński "o tym co i owszem" nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Ubóstwo językowe każe się krygować "O! Miłość! Tak! Ważna sprawa" lub  rzucić frywolnie:  he, he - o tym się nie mówi, to się robi. A  o miłości można w nieskończoność... Poczynając od definicji fizjologicznych, sprowadzających cały problem do specyficznych zaburzeń w biochemicznym funkcjonowaniu organizmu ludzkiego, poprzez dywagacje natury socjologicznej, zapewniające, że służy ona do wywołania stanu zadowolenia subiektywnego w interakcji międzyludzkiej, aż do historycznych przykładów Casanovy i Don Juana. W przekazanej przez tradycję różnicy między nimi chodziło o to, że Don Juan szukał wielkiej miłości, Casanova zaś - wielkiej przyjemności. Osobiście w to nie wierzę i myślę, że całą historię ludzkości przenikają okresy bezwzględnego realizowania męskiej, a nawet mieszanej erotyki. Całą zaś strategię jednego i drugiego słynnego kochanka sprowadzić można do czterech prostych zasad: zdobyć przychylność wybranej osoby, uwieść ją, dostarczyć jej i sobie przyjemności erotycznej, na koniec zaś, w sposób dworny ją opuścić lub wyegzekwować z całą bezwzględnością obietnice trwałego związku.
I doprawdy nie tylko piękna figura, siła lub bogactwo są do tego potrzebne. Słowa, słowa, słowa - to jest potrzebne w miłości. Za moimi plecami stoi ze dwa metry tomików poezji i pewnie połowa słów w nich zawartych poświęcona jest miłości. Wszystkie niezwykle przydatne w pielęgnowaniu miłości. Cytowanie naszej Noblistki bardzo się strywializowało, ale jak tu nie sięgnąć po te wytarte przez lata książeczki z Biblioteki Poetów. Tej serii w cieniutkich okładkach, z buźką poety na okładce i tej eleganckiej, w okładce twardej w żółtym kolorku... Kto lepiej niż Szymborska opowiada o miłości szczęśliwej:

Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,

czy to poważne, czy to pożyteczne -

co świat ma z dwojga ludzi,

którzy nie widzą świata?

Wywyższeni ku sobie, bez żadnej zasługi,

pierwsi lepsi z miliona, ale przekonai,

że tak stac sie musiało - w nagrodę za co? Za nic;

światło pada znikąd -

dlaczego właśnie na tych, a nie innych?

Czy to obraża sprawiedliwość? Tak.

Czy narusza troskliwie piętrzone zasady,

Strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca.

A cóż oni mówią do siebie owi, szczęśliwie zakochani? Oni nawet nie mówią, tylko szczebiocą:

Tacy jesteśmy zadziwieni sobą,

że cóż nas zdziwić może?

Ani tęcza w nocy.

Ani motyl na śniegu.

Zakochani tak są wpatrzeni w siebie, że plotąc największe komunały i bzdury, są zachwyceni odkrywczością swoich myśli. Może nie dokładnie w ten sposób konwersują podczas po randkowych spacerów, ale z pewnością mogliby cytować Stanisława Barańczaka "Zwierzecą zajadłość" wierszyk po wierszyku. Otóż w parku przechadzając się alejkami i podziwiając urodę ptactwa, jedno mówi do drugiego, zaśmiewając się do łez, mniej więcej tak:

Czyż

Głosem jak Spiż

Nie grzmi, Aż mu odebrzmi

Echo na Krańcach Świata, gdzieś w Kosmosu Jądrze?

E, skądże - odpowie mu drugie z filozoficzną zadumą.

A ona może mu jeszcze tak od niechcenia rzucić, powtarzając za Pawlikowską-Jasnorzewską:
Kto chce bym go kochała, nie może być nigdy ponury

i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.

Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce

i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.

A on jej na to sypnie Słonimskim na przykład:

Kochać długo, zbyt silnie, nie jest w mojej mocy.

Nienawidzić nie umiem - przyznaję otwarcie.

Nie przepłakałem nigdy jeszcze całej nocy

Ani życia na jednej nie stawiałem karcie.

Co tam jednak te rozkoszne szeptania młodzieńczych drgnień duszy. Sięgnijmy do zbiorku księdza poety - Wacława Oszajcy:

kiedy widzę tych dwoje

jak w każdym włóknie ciała

w każdej kropelce krwi

unoszą ponad ziemię

spełnienie ognia

kiedy widzę jak matka

kobieta ciężka jak ziemia

przemienia siebie dla synka

w strumyczek mleka

a owłosione łapy ojca

bezpieczniejsze są od snu

kiedy widzę jak starzy oboje

przedłużają dzień

powolnym spacerem

prędzej uwierzę w nieistnienie Boga

niż w przemijalność

tego piękna

I chyba już nic więcej nie można powiedzieć, chyba, że ktoś chciałby zapytać, gdzie spotkać tych szczęśliwców. Proszę bardzo i na to mam gotową odpowiedź. Gotową, bowiem przed laty już Tadeusz Nowak w swojej prowincjonalnej balladzie zdradził, że

W małym miasteczku żyją święci

z drewna kozikiem tak wycięci,

że im po brodach ciekną jeszcze

pachnące mirrą niebios deszcze.

Chodzą w kożuchach, ale boso

i na łabędzich dłoniach niosą

jeszcze gorące bochny chleba

i na wrzecionach płótno nieba.

Porozmawiajcie o miłości, słowa leżą na półkach w księgarniach.

czwartek, 17 kwietnia 2014

talerz polityczny

Jesteśmy wędrowcami na tej ziemi.
Nasze serca pełne są zachwytu, a dusze pełne marzeń.


przaśniki
seder
marror
bejca
zeroa
karpas
maca

minian
pascha

Pesach

- To jest zdjęcie z Seder w domu mojego przyjaciela z Australii - napisała moja przyjaciółka z Ameryki. - On nie lubi upowszechniania jego wiadomości na portalach społecznościowych - dodała, niemniej nie mogła się najwyraźniej powstrzymać, żeby nie pochwalić się oryginalną wizytą.

Aj waj, też mi oryginalność... Ja gdybym chciała, to nawet mogłabym pójść do synagogi, bo wiem, gdzie jest w moim mieście. Chociaż podobno nie może się zebrać "minian", czyli  10 dorosłych Żydów do odprawienia modłów. Ba! Jak się lepiej przyjrzałam, to okazało się, że mam w kredensie talerz sederowy! Zwykły fajans z zagłębieniami, które jak dotąd myślałam, służą do podawania różnych płynnych przypraw...
Ale proszę bardzo: mogę mieć Przaśniki – święto żydowskie obchodzone na pamiątkę wyzwolenia Izraelitów z niewoli egipskiej. 15. nisan, miesiąca w kalendarzu hebrajskim, podczas którego obchodzone jest Święto Pesach. Mogę
uczcić pamięć ucieczki z niewoli ucztą i podać:
marror – gorzkie zioła (może być chrzan), przypominające gorycz niewoli,
charoset – mieszanina tartego jabłka, mielonych orzechów i wina, sporządzona na podobieństwo zaprawy do cegieł, wyrabianych przez Żydów w niewoli egipskiej,
bejca – jajko upieczone i posypane popiołem, symbolizujące ciężki zbiorowy los narodu, żałobę, ale także wiosenny urodzaj,
zeroa – pieczony barani udziec z niewielką ilością mięsa, często zastępowany niewielkim kawałkiem mięsa z kością (np. skrzydłem kurzym) symbol ofiary;

karpas – sałata lub seler umoczone w słonej wodzie, symbolizujące łzy niewoli,
czerwone wino dla każdego z biesiadników (również dla dzieci),
trzy mace symbolizujące trzy stany związane ze Świątynią: kapłanów, lewitów i lud Izraela.
I gdy sama sobie czytam ten opis, widzę, że wieczerza sederowa upamiętnia wydarzenie polityczne. Czyli idealnie nadaje się na polski stół. Polityczne spory to sól spotkań towarzyskich.  I świątecznych spotkań także.

Te święta zapowiadają się szczególnie przyprawione polityką. Wprawdzie wybory mało kogo obchodzą, niemniej są okazją do strzyknięcia jadem. I na Wchodzie niespokojnie.   Myśliwce lecą nisko nad miastami, jakby przypominając "nie śpij spokojnie". Globalna wioska raczej nie będzie wspólnie świętować. . .

piątek, 11 kwietnia 2014

rycerze reklamy



Czy może być lepsza zachęta do czytania, jak opatrzenie publikacji klauzulą tajności?


klauzula tajności
reklama natywna
reklama subliminalna
popularność
promocja
Mandylion;
Graal

"Niniejsza publikacja nie może być w całości ani w żadnej części ujawniona osobom trzecim" - przeczytałam, błąkając się po Internecie. Ha! Czy może być lepsza zachęta do czytania, jak opatrzenie publikacji klauzulą tajności? A i temat był intrygujący, dotyczył bowiem przekazu natywnego. Natywizm kojarzy się zwykle z nauczycielem angielskiego, który uczy swojej mowy ojczystej. Mniej popularny jest w znaczeniu konstrukcji ludzkiego umysłu
posiadającego wiedzę wrodzoną. W tajemnej publikacji przedstawiano natomiast korzyści płynące z natywnej reklamy.
Nie należy jej, Boże broń, mylić z zakazaną r
eklamą subliminalną. Wprawdzie zdyskredytowano skuteczność przekazu podprogowego, niemniej nie wolno w taśmę filmową wklejać pojedynczych klatek wzywających do picia tego lub owego. Sugestie wzywające do działania przekazywane poza świadomością publiczności uznano bowiem za nieetyczne. Natomiast reklama natywna, zaprojektowana tak, aby stanowić integralną część strony lub aplikacji, czy informacji - jest zupełnie legalna. I jak dowodziły tajne badania: bardzo skuteczna.
Pozornie tylko w produktach i usługach liczy się ich jakość. Najważniejsza jest efektywna promocja, która zapewni sprzedaż. Efektowna i kosztowna reklama jest coraz bardziej irytująca, konsument (dawniej nazywany po prostu człowiekiem) szuka pięknych idei. Wierzy, że zakupy dadzą wieczną młodość i szczęście. Dlatego sprzedawcy, jak średniowieczni rycerze kruszą kopie w walce o zdobycie fejmu (dawniej popularności) dla swojego logo (dawniej znaku).
Są jak poszukiwacze świętego Graala, przedmiotu wyjątkowego i zapewniającego szczególną moc. Chociaż jedyne co Graalu wiadomo na pewno - to to, że był przedmiotem pożądania. Czym miał być w swej istocie - nie zdefiniowano wiarygodnie. Mógł był być kielichem, miseczką, talerzem, włócznią, Mandylionem - czyli materiałem odwzorowującym wygląd Jezusa. Może być nawet pomyłką językową. Wciąż jednak jest przedmiotem pożądania. Jednakże nie tak wielkiego pożądania, jak skuteczna reklama.

piątek, 4 kwietnia 2014

flagellanci i fitnessi

Odrażający, brudni, źli - taki film był. O familii żyjącej w slumsach na obrzeżu dużego miasta.  W starym kinie to był dobry temat. Teraz nikogo nie obchodzi

asceza
arianie
katarzy
waldensi
beginki
begardzi

flagellanci
fitness

Dziś w mediach popularność mogą zdobyć kalecy, oburzeni i źli. Jednak dla biznesu liczą się zapracowani, samotni i źli. Samotność negatywnie odbija się na psychice - od tego są tabletki i terapeuci.  Ale na wielkomiejskich singlach każdy chce zarobić. Trenerzy fitness wzywają więc: nie tyj w samotnie! Chwyć marchewkę i wskakuj na rower; udaj się na salę treningową lub na zumbę, aerobik, czy co tam aktualnie jest modne.
Czy nie można by w swoim pokoiku mozolnie zginać karku w szóstce Weidera? Nie! Samotność jest zła! Zarówno z ekonomicznego, jak i socjologicznego punktu widzenia. Lepiej zginać nóżki i boczki pod okiem specjalisty z certyfikatem dowodzącym, że może innym liczyć kalorie i krople wyciśniętego ćwiczeniami potu. Razem raźniej wytworzyć w sobie wiarę, że jeśli się posiądzie władzę nad własnym ciałem - posiądzie się władzę nad własnym życiem. Nie ma to tamto! Nie ma, że boli! W dręczonym ciele - dzielny i wiecznie młody duch.
Ale to już było... Przed wiekami ascezę praktykowali arianie, katarzy, waldensi, beginki i  begardzi. W miastach Europy  gromady flagellantów praktykowały publiczne biczowanie. Krwawa forma pokuty miała zapewnić życie wieczne. Burzyło to jednak feudalny porządek świata, bo niewiele da się sprzedać półnagim ludziom, którzy do zbawienia potrzebują tylko bicza. Ten rodzaj umartwiania ciał został więc zakazany pod groźbą klątwy. Certyfikat na dręczenie ciał zarezerwowany został dla Inkwizycji.
Słusznie. Nie było z tego ekonomicznego pożytku. Współcześnie Fitness Singles to największa społeczność randkowa, a romansującym wiele można sprzedać.

wtorek, 1 kwietnia 2014

zabawna aliteracja



Nigdy nie byłam w Holandii. To oczywiście nie jest powód melancholii wiosennej. Chociaż chciałoby się zobaczyć te poldery w depresji i całą resztę krainy wiatraków i chodaków.


Niderlandy
poldery
sława
osławienie
Ukraina
melancholia
depresja
aliteracja

Koleżanka opowiadała, że to taki miły, mały kraj, który odwiedziła z grupą licealistów. Zapowiedziała im na początku wyprawy, że jej zmysł topografii jest słaby, więc muszą się nią opiekować. W Amsterdamie jakoś się ich trzymała, żeby przykładnie zwiedzali muzea i nie zbłąkali do osławionych dzielnic. Zagapiła się, gdy postanowili pociągiem pojechać na prowincję.
Oglądała przez szybę żagiel sunący wśród zieleni. Iluzoryczna łódeczka płynąca po kanale była wytchnieniem po dziełach Vermeera, Bruegla, Rembrandta, Rubensa i całego malarstwa holenderskiego. Konduktor wyrwał ją jednak z błogiego nastroju, oznajmiając, że jej uczniowie zaalarmowali kolejarzy, że ich opiekunka się zgubiła. Przez kwadrans na każdej stacji megafony wykrzykiwały jej nazwisko, ale  niderlandzkie brzmienie nie trafiło do niej. Szybko jednak została odtransportowana do nadopiekuńczych podopiecznych, aby podziwiać holenderską sztukę.
A przecież w Muzeum Lubelskim można sobie obejrzeć wystarczająco dużo tego malarstwa. Jest nawet słynny Piłat umywający ręce ter Brugghena. Tego od kontrastów światłocieniowych, owej mroczności, w której rozgrywa się niedopowiedziany dramat. Ludziom jednak zawsze mało, zawsze wyruszają po więcej. Innej mojej koleżance nawet biuro podróży nie wystarczyło.  I teraz r
omanistka Roma galerię otwiera - Domus Aurea, prezentując grafiki Romanyszyna Romana. A żeby aliteracja była pełniejsza: Romana to także imię córki tego pana. I zamiast wyjeżdżać za wschodnią granicę, będziemy podziwiać młodą ukraińską sztukę u siebie.