poniedziałek, 13 lutego 2023

Izrael: idźcie za Dawidem

- Ja, Żyd ze Szwecji, mam Was uczyć pacierza? - pyta Dawid, recytujący na zmianę po hebrajsku i aramejsku, linijka po linijce „Ojcze Nasz”.

- I cóż, że ze Szwecji? - odpowiadamy pod nosem. Przecież nauczyliśmy się mówić na powitanie Boker tov! I nie nadążamy zapamiętywać wszystkich opowieści. Chwała Bogu, niebo dzień po dniu gra Rorate caeli, dzięki czemu pola są obficie nawadniane, a nas nie prześladuje chęć gapienia się na egzotycznie wystrojonych ludzi i robienia im zdjęć. Bo sami nie czulibyśmy się dobrze, gdyby Nigeryjki w wielobarwnych szatach i spowite w czerni chasydki robiły nam fotki. Ulice są prawie puste, a Dawid pociesza:

- to też minie.

I

W Tyberiadzie przeszliśmy ze zbudowanego przez polskich imigrantów Hotelu Berger, na brzeg jeziora. Mijaliśmy wielu ortodoksyjnych Żydów spieszących na szabat i widzieliśmy grupę modlącą się w ogrodzie. Spotkaliśmy Ukraińca pytającego o pracę w Polsce. Jakiś miły mieszkaniec Tyberiady zachęcał, żeby częstować się mandarynkami, a ja tylko chciałam zobaczyć, co to za owoce, bo były takie malutkie. Nad jeziorem Genezaret, tym, po którym Jezus chodził, nauczał, uzdrawiał  itd. - teraz głównie biegają koty.

To był dwugodzinny spacer, ale nie zauważyliśmy śladów świetności miasta z czasów Heroda. Zaczął się szabat. Nie robiłam zdjęć pobożnym Żydom, spieszącym na modlitwę. W hotelu mieliśmy kolację z winem i chałką. Były też inne potrawy. Dobre. Poza tym  świece + łamanie się chlebem i wino - z czymś się kojarzy.

II

Dawid opowiada od rana do wieczora o świętych miejscach żydów (małą literą, bo o wyznawcach judaizmu), muzułmanów, katolików i skomplikowanych losach, jak np. ojca Daniela - Żyda (bo narodowość) karmelity z Izbicy. Opowiada o znaczeniu słowa: tohu-wa-bohu - stanu świata na początku stworzenia. Można też tym słowem określić chaos w pokoju nastolatka. Żartuje, że Adama Bóg ulepił z ziemi, więc Ewa lepsza, bo zrobiona z człowieka. Historyjkę "ekspertów rozwoju osobistego" przedstawia w wersji z królem Salomonem: Daj mi coś, co mnie jednocześnie zasmuci i ucieszy. Dostaje więc klejnot z napisem "to też minie".

Tego dnia zrobiliśmy 180 km autobusem i 15 000 kroków w miastach Hajfa, Akka, Nazaret. W Hajfie spacerowaliśmy po cudowny ogrodach Bahai. Bahaici wierzą, że ludzkość musi znaleźć wizję przyszłego społeczeństwa oraz natury i celu życia. Przypominam sobie mamę licealnej koleżanki, która radziła uczyć się języka esperanto, który ma połączyć świat. Przypominam sobie też spotkanego przed laty w Lublinie bahaitę i jego opowieść o nowym wspaniałym świecie. Tu, w zadbanym ogrodzie, w świątyni zdobionej symbolami najważniejszych religii brzmi to bardziej przekonująco. 

Akka, ach! Królestwo Niebieskie bez Orlando Bluma. Nazaret - wyspa chrześcijańskiej Ziemi Świętej otoczona Palestyńczykami. Ja robię mało zdjęć telefonem, który świetnie sprawdza się w lochach, ale ma słabego zooma. Jedzenie w naszym hotelu w Tyberiadzie niby egzotyczne, a jednak domowe, bo Rajmund robi lepsze falafele i humus. Jest bosko. Deszcz pada

III

200 m poniżej poziomu morza. Jezioro Genezaret - Kineret, czyli Harfa, na horyzoncie  Wzgórza Golan i 600 m npm - Tabga (Heptapegon, „siedem źródeł”). Tu Jezus  za życia dzielił ryby i chleb, po Zmartwychwstaniu ogłosił prymat Piotra. Dalej Kafarnaum, znane z kazania na górze i ośmiu błogosławieństw. Liczba jak w Ośmiorakiej ścieżce. Nie ma czasu na rozmyślanie o różnicach i podobieństwach dróg wielkich religii. Na nas czeka droga do Safed. Jeju! Jak tam musi być cudownie w sierpniu, gdy gra muzyka Festiwalu Klezmerów. Tzn., gdyby nie pogoda, w lecie musi być upał, a ja upału nie lubię. Teraz upału nie ma. Mamy za to poligon przemykania między kroplami deszczu od daszku do daszku. Mijamy światowe centrum Kabały, mkniemy do synagogi Ariego, mijamy mnóstwo galerii sztuki. Sztuki, nie pamiątek dla pielgrzymów i turystów. Potem Cezarea Górska Filipowa, Baniad, Migdal (Miriam z Migdali), ziemie Watykanu.

Migdały, jabłonie i eukaliptusy rosną  obok siebie, bo tu jest trójstyk roślin z trzech kontynentów. Teraz z góry Hemron wartko płyną strumienie do Jordanu, a nawet można jeździć na nartach do marca! Podobno są cztery wyciągi!  W marcu przyjeżdża się tu obserwować przelot ptaków z Afryki do Europy, w październiku - odwrotnie.

IV

Do Kany Galilejskiej pielgrzymki parafialne z Polski i z Filipin przyjeżdżają odnawiać śluby. Deszcz leje nieprzerwanie. W przedsionku kościoła małżeństwa w różnym wieku zrzucają mokre kurtki, poprawiają białe koronki, strząsają wodę z bukietów. Znów przeżywają sakrament małżeństwa.
A my znów: od daszku do daszku pod dach, żeby z dźwiękami muzyki przenieść się w czasy starożytne. Schniemy i słuchamy z Nabucco - pieśni niewolników oraz Bony M - Babilon. Patrzymy na rwące potoki rozbryzgiwane kołami samochodów i wspominamy łzy żydowskich niewolników nad rzekami Babilonu. W Turcji mówili nam, że Eufrat i Tygrys były rzekami granicznymi raju - nie więzienia żydowskich niewolników…

Cezarea Morska morska wita nas huraganem. Potem dowiemy się, że w Turcji i Syrii trzęsienie zienmi zbiera ponure żniwo. My,  pospiesznie oglądamy 3000-letni port rozbudowany przez Heroda, niszczony przez Persów, krzyżowców, odbudowany przez Rotszylda. Teraz to modna miejscówka dla bogaczy na wakacje lub na co dzień. Mieszka tu np. Gąsiorowski (ten od ArtB). Podobno w słoneczne dni jest tu przepięknie.


My słuchamy opowieści o Herclijja. Jak wszystko tutaj ma wielowiekową historię i wielokrotne zmiany władców. Obecna nazwa upamiętnia Teodora Herzla, twórcę syjonizmu. Wstawiam tu odsyłacze,  chociaż słyszałam w radio, że zorganizowane grupy zaciemniaczy historii grasują  po Wikipedii.

Uczymy się nowego słowa: kweca - grupa - kibuc. Pierwsi kibucnicy to było  90 osób z Katowic. Teraz nie ma już rolnictwa na tym miejscu - dzierżawią to wielkie biznesowe korporacje. Mosad ma tu siedzibę też. Przedmieścia Tel Aviv drogie, mieszkanie 93 m - 58 000 szekli, tyle kosztuje mieszkanie od strony morza. Tel Aviv to podobno miasto do zabawy, Hajfa do pracy, Jerozolima do modlitwy. A my zmierzamy do Jaffy na most życzeń i wielkiej  łyżki wygiętej niezwykłą mocą Uri Gellera. Gdyby nie huragan pewnie oglądalibyśmy galerie sztuki…

V

Betlejem i Yad Vashem

Jad Waszem oznacza „miejsce i imię” (lub „pomnik i imię”) Nazwa zaczerpnięta jest z księgi Izajasza (Iz 56, 5)[6]: dam [im] miejsce w moim domu i w moich murach oraz imię lepsze od synów i córek, dam im imię wieczyste i niezniszczalne. Wciąż pada, a w tym miejscu nie można biegać spod daszka pod daszek. Nie dlatego, że to wiele hektarów obsadzonych drzewami. Nie widzieliśmy wiele. Trochę drzew blisko pomnika dzieci Zagłady. Może to i lepiej. Opowieść o ojcu, który chciał upamiętnić swojego małego synka rozdziera serce. Wnętrze pomnika rozdziera umysł - wygląda jak noc  zaduszkowa na cmentarzu, jednak przestrzeń nie rozciąga się horyzontalnie, ale wertykalnie i jest wszechogarniająca.

Potem w barze robiłam zdjęcia tabliczek informujących o koszerności i wtedy podbiegł do mnie człowiek, który postanowił mi wyjaśnić ideę konieczności rozdzielenia potraw mięsnych i mlecznych. No przecież wiem. Nie wolno gotować mięsa w garnku do mleka. Z serialu Shtisel wiem, że trzeba mieć dwa zlewy w kuchni. Ale żeby jedzący mięso musieli siedzieć odgrodzeni od jedzących potrawy mleczne - to się nie spodziewałam.

Nie spodziewałam się też, że jeden z moich ulubionych świętych, św. Hieronim tłumaczył Biblię w grotach betlejemskich pastuszków. Dla mnie Ziemia Obiecana to kraina śniegu z deszczem, Hieronim może miał gorące dni, ale w grocie ciemno. W Grocie Narodzenia pobożni prawosławni. To prawosławna świątynia, chociaż dla wszystkich. Azjaci  dotykali nie tylko 14ramiennej gwiazdy, ale wszystkiego. Ich wiara w moc dotyku sacrum jest… trudna do pojęcia dla mnie. Ja dotknęłam dewocjonaliami gwiazdy, bo jeśli nawet ja nie czuję sacrum  - wiem że dla Edytki i Niny, mojej siostry - oliwny różaniec będzie  cudowny.

Dla mnie cudem są pustynie zalane wodą. Nie mogę ich zobaczyć. Cieszę się więc razem z rolnikami, że stał się cud. Lachaim! Będą dobre zbiory bananów, mango i awokado. I jak było wyryte na pierścieniu króla Salomona (lub innego mędrca)  "to też przeminie".
Mur dzielący Izrael i Palestynę też przeminie. Na razie można oglądać na nim polityczne graffiti. I hotel, który zaprojektował Banksy. I oryginalne dzieło niezwykłego artysty. 

VI

Gehenna, czyli dolina Hinnom (hebr. Ge-Hinnom), znajdowała się tuż za południowym murem Jerozolimy. Wikipedia podaje, że to był wiecznie płonący śmietnik. Tu dowiedziałam się, że po powstaniu żydowskim, Rzymianie wrzucali do tego ognia Żydów, a których nie zabili - wypędzili. Tak zaczęła się diaspora. To trzeba wiedzieć, gdy pielgrzymuje do Ziemi Obiecanej. I gdzie mieszkali Aszkenazyjczycy, Sefardyjczycy i Chasydzi. Kto mówił w jidisz, a kto w ladino. A także kto i dlaczego nie pozwolił im wrócić tu przed Zagładą.

Brama syjamska prowadzi do Wieczernika i grobu Króla Dawida.

Moses Montefiori - zbudował Żydom  osiedle, ale za bramami Jerozolimy, więc nie chcieli tam mieszkać, teraz to najdroższe apartamenty.

VI

Mama Dawida jest ginekologiem. Zaleca jedzenie 2 daktyli dziennie na poczęcie, gdyż owoc ten zawiera wiele cennych substancji. Ładi - okresowe strumienie Pustyni, niosą wszelkie minerały do Morza Martwego. Magnezjum leczy łuszczycę, są specjalne hotele do leczenia. Szwecja opłacała podobno chorym na łuszczycę dwa razy w roku pobyt nad Morzem Martwym. No… to ja nie wiem, czy chcę wchodzić do tej wody. Oczyma wyobraźni widzę kilogramy martwego naskórka w wysychającym akwenie. I te opary depresji, z którą tu przyjeżdżali od wieków.

Co innego Jerycho otoczone sadami, w których uprawia się  pyszne daktyle. Tu nazywają się tamar. Robimy zdjęcia sykomory, na którą wspiął się Zacheusz, żeby zobaczyć Jezusa.  Poproszę Mariusza, żeby sprawdził, co to za drzewo, bo mnie wygląda na  platan.

W Qumran zastanawiamy się nad zależnościami aramejskiego i hebrajskiego. Mnie się wydaje, że język jest tworem żywym. Podobno Anglicy nie rozumieją oryginalnych sztuk Szekspira. Dla nas tekst Bogurodzicy brzmi obco. Dziwne by było, gdyby język nie zmieniał się przez tysiąclecia.

Masada poraża ogromem. Można wspominać film o jej obrońcach. Mnie przypomina się jednak Mariupol i pułk Azow. I prośba moich ukraińskich koleżanek, aby z rękami na Ścianie prosić, żeby zakończyła się wojna. Tam starałam się tylko wypowiedzieć ich prośbę. Tu zastanawiam się nad dylematami obrońców. Jeśli życie jest największą wartością - to co? Należy klękać przed wrogiem?
Nic nie jest proste. Nic nie jest takie jak się wydaje. Na Pustynia Judzkiej, Beduini nie wyglądają romantycznie. Trwają przy swoich wartościach, przy “beduińskim stylu życia” - mieszkając w budach skleconych z byle czego, jeżdżąc wrakami samochodów.

VII

"Ustępowanie miejsca poglądom innych ludzi jest wymogiem życia wspólnotowego, które powinno być odzwierciedleniem trynitarnej rzeczywistości Boga." Wracam myślą do Ogrodów Bahai - nie ma jednej prawdy. Różne prawdy mogą istnieć równolegle. 👉 moje zdjęcia z Izraela 👈 zobacz