poniedziałek, 27 lutego 2017

czerwona hołota

Znów buty, buty, buty, tupot nóg o nagi bruk i skandowanie: raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę... I kto to krzyczy?

burżuazja
arystokracja
inteligencja
panowie
damy
elity
socjeta
high life
establishment

Tak na pierwszy rzut oka, a nawet przy drugim spojrzeniu maszerujący panowie wyglądają na takich, co mogliby raczej śpiewać „Czerwony sztandar”. Owszem, była to pieśń obcych, bo szwajcarskich anarchistów z XIX wieku. Niemniej już od roku 1882 stała się rewolucyjnym hymnem bojowym polskiego proletariatu. Dla współczesnego narodowego prekariatu też byłaby bardziej stosowna niż deklaracja, że nie chcą komuny, nie chcą i już. Bo nie ma komuny, tylko kapitalizm, nie ma internacjonalizmu, tylko globalizm. Bardziej stosowne byłoby więc skandować „wasze kamienice - nasze ulice”. Nagi bruk, jak pięknie napisał Żeromski:
Pieśń o czerwonym sztandarze zlatywała z ich warg zdrętwiałych i rwała się raz w raz. Co ją ze zduszonej piersi wysiepali jak obosieczny miecz — co wyrzucili strofę spomiędzy zwartych zębów, to się nagle rozsypała, jak lotny piach, w luźne wyrazy, w tony i dźwięki...
Na przodzie, o krok przed tłumem szedł oberwany szewc, w krótkich portkach, wygniecionych kolanami, wygniłych w kroku, w smokingu, na jedwabnej ongi podszewce, spiętym na brzuchu agrafką, i w czerwonym szaliku na szyi. Pijacka jego twarz była zsiniała, nos popielaty, oczy skostniałe z zachwycenia. Śmiał się na cały głos chichotem, od którego słuchaczom kolana drżały, śmiał się nareszcie, śmiał się raz szczerze, w zamian za całe swe sobacze życie. Wołał wymachując zzieleniałym kapeluszem ku górnym piętrom, ku widzom z balkonów:
Schodź, burżuaza, na dół! Pięknie do spaceru prosimy
Kobieta idąca w środku i ręką podtrzymująca sztandar miała na twarzy wyraz spokoju, jasności, można by powiedzieć, wyraz łaski. Widać było z daleka jej twarz głupią, natchnioną i miłościwą. Podnosiła coraz wyżej rękę i coraz wyżej, pewnie odruchowo, podnosiła dziecko. A może nie, może nie odruchowo! Może w tych minutach wiedziała, co czyni. Może je naumyślnie pokazywała światu podłemu. Piwniczne dziecko miało twarz posępną, blado-czarną. spojrzenie gniewne i groźne.
Czemuż je miała kryć?
Żeby się chowało w rynsztoku Ojczyzny? Żeby rosło wśród czarnych ścian piwnicy, po których ciecze wilgoć wieczna? Żeby oddychało kwaśnym, kapuścianym powietrzem i smrodem nocnych wspólnych legowisk? Żeby żyło bez powietrza, bez światła, bez strawy ludzkiej w kącie, gdzie się tłoczy i morduje, zaraża chorobami i zbrodniami stado wdeptane w ziemię?

Za czasów Żeromskiego podział na panów i hołotę był prosty. Wiadomo było kto biały, kto czerwony. Kto pan, kto cham. Kto mainstream, kto naród. Teraz trudno odróżnić suwerena od czerwonej hołoty.

piątek, 24 lutego 2017

Poliszynel i pany

Rodzina, żona, dom i w blokach moja wiara. To ty, z betonu tron, dla mnie jak alkantara. Codzienny życia sztorm, płynę na pełnych żaglach. Strefa komfortu – rapuje Paluch. A przecież o wiele ciekawsza jest

strefa 51
strefa zero
strefa beki
strefa szara
strefa gym
strefa wizażystki
strefa klimatyczna

Postanowiłam wyjść ze swojej strefy komfortu - powiedziała w Berlinie Agnieszka Holland, laureatka Srebrnego Niedźwiedzia za "Pokot". Nie ona jedna. Ostatnio modne jest wychodzenie ze strefy komfortu. Tylko sklep w mojej wsi zachęca do komfortu - kupna podnóżka pod sedes oraz kilku innych toaletowych przedmiotów. I teraz rozumiem, czym jest ta strefa i dlaczego ludzie tłumnie z niej wychodzą. Gdybym taką miała – też bym wyszła, przecież są strefy o wiele bardziej interesujące.
Przede wszystkim Strefa 51 koło Las Vegas. Tajemnicą Poliszynela jest, że rząd amerykański ukrywa tam kosmitów. Niewykluczone, że są to Obcy z Strefy Lądowania opisanej przez braci Strugackich w „Pikniku na skraju drogi”. Owe strefy, jak tajemnica smoleńska są intensywnie badane, na ich temat powstają liczne teorie, a jednak wszystkie pozostają w sferze domysłów, gdyż nauka nie jest w stanie zinterpretować występujących w nich przedmiotów i anomalii. Z jakichś względów żadnej nie nazywa się strefą zero, chociaż wydaje się, że to właśnie miejsca, gdzie miały miejsce eksplozje.
Trudno czuć się komfortowo w takiej sytuacji. Wyraz „komfortowo” to stosunkowo świeże zapożyczenie w polszczyźnie, które dopiero niedawno zrobiło się modne. Prawie tak modne jak „suweren”, do niedawna zwany prekariuszami, a wcześniej plebsem. Niedawno wylansował się zaś Poliszynel z partii panów. Pewnie go nie pamiętacie z teatru marionetek? Taki egoistyczny gbur, o zabawnym zachowaniu i głosie. Kiedyś chodził po scenie mamrocząc pod nosem. Teraz to pan pełną gębą. Gębą pełną frazesów.



wtorek, 14 lutego 2017

polowanie na myśliwych

Słyszeliście, że za spacer kur po podwórku grozi 8 tys. zł kary? Tymczasem po Wrocławiu mogą sobie spacerować bażanty. Darz bór! Co wolno chłopskiej kurze, to nie to, co może


chmara jeleni
wataha dzików
rudel saren
młoda łania
stara klempa
dorodny rogacz
pospolita łasica
gronostaj Czartoryskich

Oh, pardon! Gronostaj nie należy już do jaśnie państwa, naród zapłacił wielmożom za obrazek paniusi z gryzoniem. A nie! Przepraszam – gronostaj, czyli łasica jest kunowata i poluje na gryzonie, które coraz częściej nadmiernie się rozmnażają, przekształcając pola oraz łąki w wielki labirynt podziemnych korytarzy oraz przejść. Ptaki drapieżne mogłyby na nie polować, ale po co? One wolą wolność synurbizacji – mieszkają w miejskich wieżowcach i dojadają resztki po ludziach. Podobnie jak lisy, którym wolno grasować w kurniku.
Chłop może sobie tylko popatrzeć, jak gronostaj i kuna wyżerają jaja, lis – kury, a państwo nasyła inspektorów z mandatem za kurę, która uciekła z kurnika przed drapieżnikami. Nowa władza i „dobra zmiana” jest taka, że kary mogą być nakładane na podstawie Ustawy o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt oraz rozporządzenia Ministra Rolnictwa z 20 grudnia 2016 r. w sprawie zarządzenia środków związanych z wystąpieniem wysoce zjadliwej grypy ptaków. I patrzcie państwo – w mieście gołębie, kawki, bażanty mogą sobie latać i... załatwiać potrzeby fizjologiczne na samochody, chodniki i ludzkie głowy i nikt nie jest za to karany.
Obrońcy nieskażonej natury niezmordowanie polują na myśliwych. Myśliwi mogą bowiem myśleć o mordowaniu. Nawet w kinie pokazują „Pokot”, a na fejsbuniu od lat udostępniane jest jedno zdjęcie pokotu. Nikt natomiast nie pokazuje zbuchtowanej przez dziki uprawy kukurydzy, zeżartej przez sarny uprawy rzepaku, ani szyby samochodowej rozbitej przez bażanta wesoło przelatującego nad jezdnią... ani reflektora rozwalonego przez zajączka. Bo zajączek jest taki wielkanocnie uroczy, bażancik wyhodowany przez koło łowieckie leci do ludzi.