poniedziałek, 26 czerwca 2023

książki z Kotliny

Dziś będę lizusem. Będę kadzić pani Sabinie, mojej nowej, ulubionej bibliotekarce, która wypożyczyła mi
wycieczka do muzeum 

Empuzjon,
Tokarczuk
Gorzko, gorzko,
Bator
Nemezis,
Siembieda
Frankenstein
Marianna Orańska

Biblioteka wyzwala empatię. I pracujące tam panie wiedzą lepiej, co komu potrzeba, niż sami potrzebujący. Natomiast ja nie wiem, czy akurat konkurs czytelniczy jest mi potrzebny, czy muszę ścigać się z innymi czytelnikami po uśmiech dyrektor Magdaleny. Chociaż mogłabym dostać dyplom... Co ja zrobię z dyplomem? Niemniej, chciałabym polecić książkę, którą czytam i nie jest to wyrafinowana proza noblistki. Nie jest nawet wysublimowaną opowieścią o kobiecych losach. To zwykły historyczny kryminał. Empuzjon, Gorzko, gorzko, Nemezis, Frankensteina i królewnę Mariannę Orańską połączył Dolny Śląsk, a nawet mniej - moja ulubiona w ostatnich latach Kotlina Kłodzka, w przewodnikach pokazywana jako Kraina Pana Boga. To tu 10 czerwca 2023 zmarł brat Elizeusz, ostatni polski pustelnik. Mieszkał na wzgórzu Cierniak, żył w odosobnieniu, by służyć Bogu. Swoje pustelnicze życie rozpoczął w Wambierzycach, gdzie jednak w jego mniemaniu było zbyt wielu ludzi.

Ach! Wambierzyce... Też są opisane przez Tokarczuk, dzięki niej udało mi się znaleźć kapliczkę kobiety z brodą, czyli św. Wilgefortis. Sokołowsko z Empuzjonu nie jest aż tak interesujące u Naszej Noblistki. Na mnie o wiele większe wrażenie zrobiła krwista opowieść Joanny Bator, przedstawiająca pierwsze na świecie uzdrowisko i okolice z perspektywy rzeźnika-masarza. Z tej perspektywy nie widać nawet zamku królewny Marianny Orańskiej. Jednak każdy, kto był w Pałacu Kultury w stolicy, widział posadzki zdarte z jej posiadłości. Uczono (przynajmniej mnie) że Pałac Kultury podarował nam ZSRR, bo tak samo wygląda uniwersytet Łomonosowa w Moskwie. Nikt jednak nie mówił (przynajmniej mnie), że budulec na te obiekty był kradziony.

Cóż, nie każdy potrafi wspiąć się na szczyt obiektywizmu. Przeważnie wszyscy kończą wspinaczkę u jego podnóża w przekonaniu, że wystarczy na niego popatrzeć z tego miejsca gdzie są. Wielu widziało film, niektórzy czytali książkę, ale niewielu wie, które polskie miasto nazywało się niegdyś Frankenstein. A tak, od średniowiecza aż do 1946 roku, nazywały się Ząbkowice Śląskie. I prawie nikt nie wie, że tu jest krzywa wieża. Krzywa nieomal tak, jak ta w Pizie, fotografowana przez wielu w słonecznej Italii. W okolicy są też inne skarby, a przynajmniej od II Wojny krążą o nich legendy. Jedną z nich znalazłam w „Nemezis” Siembiedy. Dobra książka, idę wypożyczyć kolejną. Wam natomiast polecam na wakacje wyprawę do biblioteki a potem 

Kraina Pana Boga