czwartek, 21 listopada 2013

uniwersytecka legenda

Wyniki światowych rankingów są dla polskich uczelni mało optymistyczne. Nasi liderzy wśród Top 500 uczelni świata spadli o kilkadziesiąt pozycji. Sukces, że dwie z nich trzymają się jeszcze w czwartej setce

 
"Σ";
"%";
indeks;
algorytm;
urban myths;
universitas magistrorum;
kodeks Hammurabiego;
synekura;
in spe;

Ja mam kolegę, który odmówił kształcenia debila na magistra
- tak mój znajomy skomentował publiczne oświadczenie uniwersyteckiego wykładowcy, o fatalnym poziomie uczelni. Też mi odkrycie. Chociaż rzeczywiście dotychczas nikt otwarcie nie mówił, że promowani są akademicy "łatwi do zaliczenia" i ochoczo sygnujący swoim nazwiskiem dobre oceny w indeksie. Także studentom, którzy, jak napisał akademik "nie powinni ukończyć nawet gimnazjum".  Dlatego on (jak również znajomy mojego kolegi) zrezygnowali z intratnej synekury w szkole wyższej.
E, chyba trzeba to między miejskie legendy włożyć. Wydaje się to opowieścią z gatunku amerykańskich urban myths, typu aligatory zalęgły się w miejskich kanałach... U nas, o wielkich gadach w małych kanałach trudno bajdurzyć, więc mówi się, że znajomy kolega kuzyna przyjaciółki opowiada o etosie akademickim. Normalnie to nauczyciele, zwłaszcza szkół wyższych, opowiadają mrożące krew w żyłach historie o głupocie studentów. Och, jacyż oni głupi ci studenci! Na ekonomii nie wiedzą co to lean six sigma, na prawie nie znają kodeksu Hammurabiego, na fizyce... a nie - na fizykę nie było chętnych, to nie ma nawet na kogo narzekać. Za to na politechnice jeden z inżynierów in spe poskarżył się wszechświatowi internetowemu, że  na obronie pracy magisterskiej promotor próbował go egzaminować!
Skandal! Po co głowę zapychać wiedzą skoro jest wikipedia? A procent to nawet telefon oblicza! A propos' procentów - umiecie je samodzielnie policzyć? Tak tylko pytam, przecież wiem, że normalnie rachunki to robi excel. Algorytm obliczeń robi zaś KTOŚ (inny), to jest ustalone w systemie lean six sigma. A propos' sigmy - to ten znaczek "Σ" na górnym pasku excela. Studenci używający komputera to wiedzą i rozumieją. Chyba.

a widzieliście fiszki Magdy? Naprawdę warto!
http://www.erepetitio.com/pl/set/518/daniel-kahneman-ted

wtorek, 19 listopada 2013

prosty prokrastynator

Pytanie, co mówca chciał powiedzieć, jest pytaniem źle postawionym. Podobnie jak: co autor miał na myśli? Dobre pytanie to: co myślisz, gdy czytasz

ale urwał;
oj tam ojtam;
taka sytuacja;
samojebka;
trzęsidupki;
infiltracja;
aliteracja;
prokrastynacja;
facecja;

borderline


"Selfie" has been named as word of the year by Oxford Dictionaries
! Oj! To ja chyba prosty prokrastynator projektuję - finezyjna aliteracja, nieprawdaż? A jednocześnie pozwala odwlec chwilę tłumaczenia na język polski oxfordzkie słowo roku. Bo z definicji rozumiem, że selfie to samojebka. Drugie oxsfordzkie słowo roku to twerk, u nas znane, acz trudne w tańczeniu - trzęsidupki. I może to nie au courant, ale ja na peryferiach internetu mogę sobie tak pisać. Niemniej brzytwa Ockhama się otwiera w kieszeni, gdy się słyszy znamienitych polityków i publicystów infiltrujących polszczyznę bełkotem.
Już nie wiem co gorsze: samojebki, globisz, słaba metaforyka, cienka kpina i kmina? Przecież parlamentarzysta z definicji powinien parlać, czyli mówić pięknie. Podobnie jak publicysta, publicznie dający głos tym, którzy głosu nie mają. Rozumiem, że słowo gorsze wypiera słowo lepsze, bo taka jest ekonomia retoryki. Nie idźcie jednak tą drogą! Profesje zaufania społecznego do czegoś chyba obligują? Rozumiem, że ciemny lud kupi nie tylko dziadka z wermachtu i przyklaśnie dorzynaniu watahy. Niemniej są też mniejszości nieco lepiej wykształcone, które mdli od zaśniedziałych słów-wytrychów.
OK gdy internetowego trolla bawi Tusk w Pułtusku, ale pysznego publicystę stać chyba na żart świeży i wyrafinowany? OK gdy ciemnogród dworuje sobie z pancernej brzozy, ale nie przystoi kabaretowy greps parlamentarzyście? OK gdy młodzież slangiem komentuje rzeczywistość, ale reprezentant kultury wysokiej z abonamentową misją?! No ludzie! Celebryci nie mogą mówić: ale urwał! oj tam, oj tam! Nie dlatego, że to już nie modne. Na topie jest teraz kwitowanie całej rzeczywistości refleksją: taka sytuacja... Nie każdemu jednak taka refleksja przystoi. 
Zatem ja prosty prokrastynator projektuję, wzorując się na mnichach historii Pratchetta...

sobota, 9 listopada 2013

darmowy podręcznik

„Solidarność” przeprowadziła ankietę wśród nauczycieli gimnazjów. Czy są za zmianą? NIE! Czy będą protestować? NIE! Czy w przeszłości obroniły się
skryba
kaligrafia
lateralizacja
Gutenberg
trivium
retoryka
dialektyka
Konarski
hundwejbini
oportunizm



Pytanie, czy powinien być darmowy podręcznik, jest pytaniem źle postawionym. Należałoby raczej zapytać, dlaczego podręczniki są obowiązkowe? Dlaczego uczeń dostaje jedynkę lub ma obniżane sprawowanie za brak podręcznika? Nie mówi się, że fundamentem szkoły są podręczniki, ale że szkoła nauczycielem stoi. I że nauczyciela obowiązuje realizacja podstawy programowej, przygotowanie do zdawania egzaminów, a przede wszystkim pomoc w zdobywaniu przydatnych umiejętności, nieprawdaż?
Kaligrafia na przykład zniknęła ze szkół i lament estetów nie zagłuszył radości lewostronnie zlateralizowanych. Tak jak i huku prasy drukarskiej Gutenberga nie zagłuszyły narzekania dobiegające z przyklasztornych skryptoriów.  Wszak skryba pozbawił wcześniej zajęcia opowiadacza antycznych eposów. Jakoś daje się żyć bez trivium, w skład którego wchodziła gramatyka, retoryka i dialektyka. W średniowiecznych szkołach katedralnych metodyka ich nauczania została świetnie opracowana i też żal było się z nią żegnać. Raczej nie płakał po niej Stanisław Konarski zakładając Korpus Kadetów. Natomiast w nowoczesnej Polsce nie przyjął się plan daltoński Heleny Parkhurst według pedagogiki Johna Deweya.
Czytam sobie w sieci Wolne Lektury, zaglądam do Wolnych Podręczników. I tak sobie myślę, że cały ten zgiełk o darmowy podręcznik robią
oportunistyczni hunwejbini. Można żyć bez Elementarza Falskiego? To może nauczyciel wybrać teksty i ćwiczenia z sieci? Może wyświetlić na tablicy dla całej klasy, a potem wysłać pocztą elektroniczną jako pracę domową. Może wydrukować i powielić. Uczeń może je wpiąć do  skoroszytu. Wystarczy trochę odwagi, aby
zamiast ciężkich tornistrów wybrać zasoby edukacyjne i podręczniki dostępne w Internecie na wolnej licencji. Bezpłatnie. 

piątek, 8 listopada 2013

barwy ochronne

O! Jakie wiosenne kolorki w ten jesienny dzień - zauważyła znajoma na widok mojego szalika: morelowego z paseczkami ecru. Odpowiedziałam, że to barwy prenarodowe, następnego dnia ubieram strój biało-czerwony.

adrenalina
bohaterszczyzna;
fundamentalizm;
kindersztuba;
savoir-vivre;
bon ton;
vintage;
ecru;
khaki;
grynszpan;
 
- A co? Jakiś mecz będzie? Oj, w pani wieku, to już nie uchodzi stadionowa nawalanka. No tym to mnie zirytowała. Tak kobiecie wiek wypominać. Młodym brak kindersztuby i bon ton im zupełnie obcy; savoir-vivre nieznany zupełnie.
Z drugiej strony - usprawiedliwiłam szybko młodą - miło, że niezwyciężone barwy biało-czerwone nie zalatują tylko patosem i martyrologią. Ani fundamentalizmem pytań o bohaterstwo i bohaterszczyznę. Nie są rezerwowane dla haseł pisanych solidarycą, opasek i kotylionów zdobiących rękawy bojowników w słusznych sprawach.

Zdjęłam szal, żeby wewnątrz samochodu nie dostać kolorków z gorąca. Dodałam, że planuję  lusterka ubrać w biało-czerwone "bereciki". I uśmiechając się miło, ruszyłam przez zakorkowane miasto.
Na rondzie odebrałam telefon. Wiem, to bardzo niebezpieczne i nigdy tego nie robię. Wyświetliło się jednak ważne imię, wiec zaczęłam rozmowę. Z tyłu zawyła policyjna syrena. Aha. Trzeba będzie przyjąć postawę pokorną i durnowatą... Tymczasem radiowóz wepchnął się przede mnie, bez jakichkolwiek oznak zainteresowania. To też było niegrzeczne. Ostatnio znajomej wlepili mandat za telefonowanie podczas jazdy. I co? Tylko dlatego, że ona pomyka wypasionym BMW - to panowie policjanci do niej machają? A pani szanowna jak ja, w wozie prawie vintage - nie liczy się? Tylko dlatego, że wóz jest w nienachalnym odcieniu grynszpanu i khaki?
Jednak z tyłu wpychała się kolejna policyjna furgonetka, z boku też. Poczułam się osaczona. Ach! Ten dreszczyk adrenaliny. Jednak liczę się, nawet bez odlotowej bryki. Bez lęku przyjmę więc tę demonstrację siły... Niestety. Eskorta służb nie była przeznaczona dla mnie. Furgonetka (kiedyś mówili suka, ale ja dobrze wychowana jestem) zwolniła, aby zrobić miejsce wielkiemu autobusowi, a potem drugiemu i trzeciemu. Zza szyb spoglądali przeze mnie panowie, epatujący muskularnymi ramionami, ledwo opiętymi podkoszulkami.
Już miałam załopotać szalem. Nie jestem przezroczysta, żeby mnie tak spychać do krawężnika. Opromienia mnie karmazynowy blask zachodzącego słońca.

I wtedy mnie olśniło. Wysportowani panowie jadą pewnie do stolicy. I raczej nie do teatru, ani do muzeum, opery. Nie mają szans na spotkanie z kulturą wysoką. Będą mieli szczęście, jeśli wyjdą cało z narodowej nawalanki, naszej nowej tradycji niepodległościowej.



niedziela, 3 listopada 2013

między słowami

Słowami wyznaczamy granice naszego świata. Swoi mają te same słowa, obcy ich nie mają, są niemi, nie wiedzą co to
Cmentarz, ul. Lipowa, Lublin

Witajuliana;
nekropolia;
funeralia;
majdan;
biesiada;
dziewierz;

swach;
gryczak;
gamza;



Do wspólnoty potrzeba jeszcze czasu i miejsca, które pozwalają oddychać tym samym powietrzem, drżącym od słów. Majdan, agora, targ, festyn, nekropolia - miejsce spotkania, gdzie nawet nie trzeba wymieniać słów. Wspólnota tworzy się z oddychania tym samym powietrzem.
I nagle okazuje się, że obcy są swoi. Dlatego tak lubię Zaduszki. Wystarczą dwie deseczki zbite na krzyż z odręcznym napisem Wołyń, aby otoczył je kobierzec zniczy. Chociaż, gdy zastanawiam się, czy może zapalić ogieniek obcemu, Niemcowi poległemu na słowiańskim froncie, miły pan wskazuje na prowizoryczny pomnik i podpowiada: o tu, tutaj pani świeczkę postawi.
Na najstarszej nekropolii Lublina zawsze znajdzie się ktoś, chętnie dzielący się słowami. Urszulanka widząc zainteresowanie napisami na grobie sióstr opowiada, że kiedyś posługiwały się tylko imionami zakonnymi, nie chrzcielnymi. Imię w całym zgromadzeniu nie mogło się powtarzać, dlatego na wieczny spoczynek złożona została w tym miejscu m.in. Witajuliana, Albana, Salezjana.
A już nieco dalej inna kobieta równa krok w alejce i włącza się do rozmowy. Tak, tak - ta ulica na obrzeżach miasta, nosi nazwisko tej oto pani Grygowej. To wspaniała kobieta była, bohaterka wojenna. Pomagała rannym żołnierzom i więźniom Majdanka...

Przy pomniku ofiar faszystowskiego więzienia, znajomi mówią z dumą - to tatuś naszego Słoneczka zaprojektował. Też chcę pochwalić się nową wiadomością. Znajomi prychają - to jakaś inna Grygowa. Przecież mieszkali niedaleko jej cukierni. Pyszne ciasteczka robiła. I ja u nich te ciasteczka jadłam. To ta sama - upieram się, a oni zgadzają się dla świętego spokoju.
Dla świętego spokoju porzucamy funeralia i oddalamy się uczcić wszystkich świętych winem i ciastkami. Zostawiamy tchnienie historii, aby świętować spotkanie. Wprawdzie nie mieliśmy wspólnych przodków, stryjów, swachów i dziewierzy i świekrami też nie będziemy dla siebie - ale skoro nie ma blisko "bliskich" - musimy być nowym plemieniem. A za całą biesiadę wystarczy nam fermentowana węgierska gamza i giełczewski gryczak.
Mateus niedaleko Vila Real, Portugalia