środa, 12 października 2016

słowo żyje hardkorowo

Cóż...  znam prawdy nieznane dla ludu, widzę świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce. Czucie i wiara nie przemawiają do mnie tak, jak mędrca szkiełko, oko i badania

pozytywistyczne,
obiektywne,
praktyczne,
z wynikiem liczbowym,
wyjaśnianie,
przewidywanie,
dowodzenie,
falsyfikacja teorii
---

„Gigant współczesnego Internetu firma Google zdigitalizowała i udostępniła już ponad 12 milionów książek, co, jak się szacuje, stanowi ok. 5–10 proc. wszystkich publikacji, jakie istnieją na świecie. Sytuacja ta stawia nowe wyzwania przed współczesnymi naukami humanistycznymi. Tradycyjne metody badawcze przestają tu wystarczać. Paląca staje się potrzeba wykorzystania nowych koncepcji i narzędzi badawczych, które pozwoliłby przetworzyć i zrozumieć ogromne ilości informacji (ang. big data). Z tej konstatacji zrodziła się idea połączenia refleksji humanistycznej z nowymi narzędziami cyfrowymi, które wykorzystać można do przetwarzania, wizualizowania, prezentowania i popularyzowania wyników badań naukowych. Nurt ten określany jest dzisiaj mianem humanistyki cyfrowej. Najważniejsze ośrodki badawcze i akademickie w ciągu ostatnich lat powołały do życia instytuty zajmujące się tworzeniem cyfrowych narzędzi badawczych, opracowywaniem teorii i metodologii badań nowego paradygmatu.
Niestety w przeważającej większości inicjatywy tego typu podejmowane są przez zrzeszenia pozaakademickie” czytam we wstępie „Zwrot cyfrowy w humanistyce”; E-naukowiec; Lublin 2013 
Właśnie! Właśnie! Tak jest! Ba! Nawet bardziej. „Czucie i wiara” stały się podstawą demontażu systemu oświaty – naukowe wyniki badań PISA nie interesują nikogo. Może kogoś zainteresuje porównanie poezji Mickiewicza i raperów? Ilościowe. Dowodzące, że wieszcz rulez! Serio, serio. Jest liczbowy dowód na to, że „Pan Tadeusz” ma więcej interesujących słów niż idole gimnazjalistów. Znacie ich – idoli? Lub chociażby gimnazjalistów? Wiesz Ty "Kto, co" im w rozumie gra? 

poniedziałek, 3 października 2016

drobna zmiana

Fajny film wczoraj widziałam. Momenty były! Najlepiej, jak stara panna po czterdziestce, puszcza się z pijanym nieznajomym. Potem, nadal stara i znów pijana, puszcza się ze starym znajomym. Gdyby nie to, że ona jest producentką telewizyjną, a jednorazowi kochankowie – samotnymi bogaczami, byłaby to

elegia
treny
epopeja
dramat
horror
thriller
melodramat
czarny kryminał

Tymczasem „Bridget Jones's Baby” to przezabawna komedia i nie można jej nijak porównać do „Rosemary's Baby”. Ale... pamiętacie tamto „dziecko”? Poczęcie też pamiętacie? I jak u ciężarnej pojawiają się niepokojące bóle, trupia bladość, chudnięcie, apetyt na krwiste mięso... To był horror! Co innego Bridget, wprawdzie jest geriatryczną pierworódką, ale wizyty u ginekologa są zabawne, chociaż – a może właśnie dlatego – że ojciec jest nieznany.
Jak mówią krytycy: komedia pomyłek. Można nawet zaryzykować tezę, że to damska odpowiedź na The Hangover. Jednakże tu nie jest kac w Vegas, ale syndrom dnia następnego po niezobowiązującym seksie. Wystarczy drobna zmiana i scenariusz nie da się powielić. Gdy faceci pójdą w tango, to mogą stracić ząb, pieniądze albo kawalerski stan. Żaden jednak nie wróci z brzuchem, jak Bridget Jones, która z pierwszego lepszego poradnika dowiaduje się, że ciąża 40latki wiąże się ze zmęczeniem i żylakami; poronieniem; nadciśnieniem, cukrzycą ciążową, trisomią... etc.
Drobna zmiana scenariusza mogłaby wywołać jeszcze większe konsekwencje. Gdyby kochankowie Bridget nie byli samotnymi bogaczami, ale zubożałymi karierowiczami, jak Ziembiewicz z „Granicy” albo Niepołomski z „Dziejów grzechu” - nie byłoby miło. Tymczasem, gdy ponad czterdziestoletnia panna Jones traci pracę w ósmym miesiącu ciąży, nie jest to żaden problem. Nawet przedwczesny poród nie jest żadnym problemem w naszych czasach. Teraz medycyna utrzymuje przy życiu płód niespełna półkilogramowy. Brawo medycyna! On nie jest tak uroczy i zabawny, jak Bridget Jones's Baby, ale kino nie porodówka. Można się śmiać.