czwartek, 18 marca 2021

zerowa żałoba

Irytuje mnie rewolucja językowa wypaczająca istotę życia i śmierci. Zmieniając zakres pojęciowy słów łatwiej manipuluje się społeczeństwem. Z potocznego słownika zniknęły

namaszczenie
wiatyk
śmierć
żałoba
krepa
czerń
kir

Sekta smoleńska o zmarłych w katastrofie mówiła "polegli", ostatnio słyszałam frazę "zginęli w pandemii". No i oczywiście kwestia płodów zmarłych w macicach, dla których przygotowuje się "hospicja prenatalne". Przy okazji histerii wywołanej śmiercią zmarłego w Anglii, nikt nie użył fraz "sakrament chorych" oraz "ksiądz z wiatykiem", co mnie, katoliczkę zasmuca. Gdyby inni katolicy (i niewierzący) częściej używali tych słów - świat byłby lepszy. Żałoba wywołuje potrzebę jedności i wspólnoty. Nie należy się tego wstydzić. To bardzo ludzkie. A kiedy ostatnio widzieliście czarną wstążkę w klapie lub na rękawie?
Odwrócono sens „traktowania innych z dystansem”. To już nie jest wywyższanie się i protekcjonalizm - tylko nakaz rządowy. Dystans społeczny nie jest już odległością od tych, których nie lubimy za bardzo i traktujemy jako obcych. Kiedyś, gdy dwie osoby rozmawiały oddalone na 150 cm, wiedzieliśmy, że nie są w zażyłości. Zauważaliśmy, że ich rozmowa jest sformalizowana, że wymieniają luźne uwagi na temat oficjalny lub obojętny. Żeby figlarnie plotkować, flirtować lub knuć - potrzeba bliskości. Teraz bliskość została urzędowo zakazana, nawet z bliską rodziną, czy przyjaciółmi.
Odi profanum vulgus et arceo - tak miał ponoć mówić rzymski poeta Horacy, co się przekłada na nasze, że gardzi tłumem i dystansuje się od pospólstwa. Od początku cywilizacji świat dzielił wszystko na powszechnie dostępne i elitarne. Ludzie zawsze chcieli więc poprawić swoją sytuację życiową, a przynajmniej podnieść pozycję społeczną widocznymi oznakami powodzenia. Swobodne dysponowanie własnym czasem jest cechą elity, która może pławić się w luksusach Zanzibaru, czy alpejskich kurortów. To nie są miejsca dla trzeciego sortu obywateli. Tam tylko pany mogą się dystansować społecznie.