czwartek, 3 września 2015

wędrowni nauczyciele

Jaki powinien być nauczyciel? Zwłaszcza w podstawówce przywróconej do PeeReLowskiego systemu? Osobiście najbardziej lubię wędrownych nauczycieli z pratchettowskiego Świata Dysku. Chociaż nie są ani

poważni
wyniośli
niedostępni
nowocześni 
multimedialni
m-learningowi
sprawiedliwi
idealni


W Świecie Dysku jest jeszcze Susan Sto Helit - jedyna w swojej kategorii. Ma przerażającą umiejętność poświęcania rozmówcy całej swojej uwagi. Zamiast metody nauki przez zabawę - wybiera metodę zwracania uwagi na to, co ktoś mówi. To stosunkowo proste, jeśli tylko mówi się GŁOSEM. Tego daru nie mają w Świecie Dysku wędrowni nauczyciele. Dlatego muszą starać się bardziej. Ich zajęcie polegało na sprzedawaniu tego, co niewidzialne. A to, co sprzedawali, nadal mieli. Sprzedawali coś, czego każdy potrzebuje, ale niewielu chce. Sprzedawali klucz do wszechświata ludziom nie mającym pojęcia, że trzeba go otwierać.
W magicznym Świecie Dysku jest też Uniwersytet. Bardzo przypomina rafę koralową. Gwarantuje spokojne wody i cząsteczki pożywienia dla delikatnych, a jednak cudownie skonstruowanych organizmów. Organizmy te nie mogłyby w żaden sposób przetrwać w grzmiących falach rzeczywistości, gdzie ludzie zadają takie pytania jak: “Czy to, co robisz, jest do czegoś przydatne?” I inne, podobnie bezsensowne. Uniwersytety są skarbnicami wiedzy: studenci przychodzą ze szkół przekonani, że wiedzą już prawie wszystko; po latach odchodzą pewni, że nie wiedzą praktycznie niczego. Gdzie się podziewa ta wiedza?
W naszym realnym świecie jest zupełnie inaczej. Większość posiada niezbite przekonanie, że ma w posiadaniu pełną wiedzę o praktycznie wszystkim. Posiadacze prawdy przekonują do niej wszystkich wokół. Cóż, mamy wolność słowa. To także wolność pisania i wygłaszania dziesięciu komentarzy dziennie, jak również wypowiadania opinii na dowolny temat. Mamy też studia, które uczą, jak robić to trochę mądrzej i dużo skutecznej.

A ja mam koleżankę, za którą wędrowałam całe popołudnie, gdy przemierzała ulice Starego Miasta z kagankiem oświaty. Chociaż może to był klucz do wszechświata? W każdym razie - było magicznie, jak w pratchettowym magicznym uniwersytecie. A wiecie, kto tam jest bibliotekarzem?! Odpowiedź jest dość prosta lub może podpowiedzieć ją wielki gOOg. 
Kto będzie uczył chemii, fizyki i biologii w małych wiejskich szkółkach? Oto jest pytanie!

7 komentarzy:

  1. W zasadzie odniosę się trochę do tego przekonania o swojej własnej wiedzy. Zgadzam się w tym totalnie. Myślimy, że pozjadaliśmy wszystkie rozumy, a tak naprawdę cały czas wielu rzeczy nie jesteśmy pewni. Bo w zasadzie, czym dokładnie jest wiedza? 😊 Uzależniamy ją od wykształcenia, wieku, sposobu życia i bycia. Tylko czy słusznie? A no właśnie. Bardzo ciekawy wpis będący naprawdę dobrym wstępem do głębszych rozważań. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieci jest coraz mniej i problem sam się rozwiąże, nie będzie potrzeba nauczycieli...

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoła powinna adaptować się do nowej rzeczywistości. Dzisiaj nie trzeba uczyć sie na pamięć rodzajów chmur. Potrzebne są umiejętności miękkie, bo dzisiejsze dzieci nie potrafią ze sobą współpracować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety, polska szkoła w większości przypadków jest przestarzała i nadal stosuje się w niej metody sprzed kilkudziesięciu lat. Niewielu jest pedagogów, którzy potrafią swoją pasją zarazić wychowanków - a różnice pokoleniowe sprawiają, że często obie te grupy rozmawiają ze sobą w zupełnie innych językach. Szanse na porozumienie - nikłe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obecny system klasowo-lekcyjny wprowadził Amos Komensky 🤭

      Usuń