Mniej siedź! Więcej się ruszaj!
Poćwicz trochę! - Ożeż ty...
5.30 rano i takie rady?! I kto to mówi?
krasomówca
orator
prelegent
retor
mędrzec
moralista
mistrz
?
NIE!
To mój telefon który przejął
funkcje budzika, kalendarza, informatora, biblioteki i Bóg
programista wie, co tam jeszcze. Bladym świtem obudził mnie
pulsowaniem czerwonego serduszka na ekranie. Zamiast zaintonować
Godzinki, zaczęłam nucić starą piosenkę Pukajcie ze
mną w niemalowane drewno, bo czasami szczęście trwa tylko chwile
dwie. Pukajcie ze mną, bo wiem na pewno, że ktoś pokochał mnie...
Ale gdzie tam! Serce gorejące na ekraniku wzywało: poćwicz
trochę! Widzicie go?! Cyfrowy coach się znalazł!
Ucierpiało na tym nieco moje
bałwochwalcze uwielbienie dla programistów i big data. Obiecują i
przestrzegają, że telefon wie o właścicielu wszystko, a nawet
może cię zmusić do wykonywania poleceń niebieskiego wieloryba i
czarnej wołgi. Obiecanki cacanki – tyle telefon wie, ile poczciwe
liczydła. Co mu dasz – tyle ci pokaże. Mógł był mi przypomnieć
na przykład Heldera Camaro, arcybiskupa w najbiedniejszym regionie
Brazylii, który mówił: „Kiedy daję biednym chleb, nazywają
mnie świętym. Kiedy pytam, dlaczego biedni nie mają chleba,
nazywają mnie komunistą”. To byłoby dobre w okresie
wielkanocnym.
Tymczasem telefon nie chciał być
kaznodzieją. Sam leży na stoliku, więc mnie przekonuje, że ruch
pobudza wydzielanie substancji, która poprawia nastrój. Pod wpływem
ćwiczeń fizycznych pobudzony zostaje mechanizm regulacji
hormonalnej. Endorfiny, które wydzielają się w mózgu poprawiają
nastrój, działają trochę jak narkotyk. I trochę jak informacje,
które pochłania i przetwarza mój osobisty cyfrowy
kołcz/kaznodzieja. Bo gdy on leży samotnie na stoliku - ja każdego
dnia o godz. 6.15 wskakuję do basenu i pływam. Jeżdżę na
rowerze, dużo chodzę, a on – leży samotnie. Bo nie chcę się od
niego uzależniać....
Ale, ale... czy ja nie zaczynam go
personifikować? Nie! Jeszcze nie nadałam mu imienia. Jeszcze nie.