Irytuje mnie rewolucja językowa
wypaczająca istotę życia i śmierci. Zmieniając zakres pojęciowy
słów łatwiej manipuluje się społeczeństwem. Z potocznego
słownika zniknęły
namaszczenie
wiatyk
śmierć
żałoba
krepa
czerń
kir
namaszczenie
wiatyk
śmierć
żałoba
krepa
czerń
kir
Sekta smoleńska o zmarłych w katastrofie mówiła "polegli", ostatnio słyszałam frazę "zginęli w pandemii". No i oczywiście kwestia płodów zmarłych w macicach, dla których przygotowuje się "hospicja prenatalne". Przy okazji histerii wywołanej śmiercią zmarłego w Anglii, nikt nie użył fraz "sakrament chorych" oraz "ksiądz z wiatykiem", co mnie, katoliczkę zasmuca. Gdyby inni katolicy (i niewierzący) częściej używali tych słów - świat byłby lepszy. Żałoba wywołuje potrzebę jedności i wspólnoty. Nie należy się tego wstydzić. To bardzo ludzkie. A kiedy ostatnio widzieliście czarną wstążkę w klapie lub na rękawie?
Odwrócono sens „traktowania innych z dystansem”. To już nie jest wywyższanie się i protekcjonalizm - tylko nakaz rządowy. Dystans społeczny nie jest już odległością od tych, których nie lubimy za bardzo i traktujemy jako obcych. Kiedyś, gdy dwie osoby rozmawiały oddalone na 150 cm, wiedzieliśmy, że nie są w zażyłości. Zauważaliśmy, że ich rozmowa jest sformalizowana, że wymieniają luźne uwagi na temat oficjalny lub obojętny. Żeby figlarnie plotkować, flirtować lub knuć - potrzeba bliskości. Teraz bliskość została urzędowo zakazana, nawet z bliską rodziną, czy przyjaciółmi.
Odi profanum vulgus et arceo - tak miał ponoć mówić rzymski poeta Horacy, co się przekłada na nasze, że gardzi tłumem i dystansuje się od pospólstwa. Od początku cywilizacji świat dzielił wszystko na powszechnie dostępne i elitarne. Ludzie zawsze chcieli więc poprawić swoją sytuację życiową, a przynajmniej podnieść pozycję społeczną widocznymi oznakami powodzenia. Swobodne dysponowanie własnym czasem jest cechą elity, która może pławić się w luksusach Zanzibaru, czy alpejskich kurortów. To nie są miejsca dla trzeciego sortu obywateli. Tam tylko pany mogą się dystansować społecznie.
Również dostrzegłam te zamienniki językowe, przyznam, że coraz szersze kręgi zataczają, tego już nie da się zatrzymać.
OdpowiedzUsuń😷 taka prawda
UsuńNa pewno nie da się zatrzymać i warto się z tym pogodzić.
UsuńZawsze wymagałam większego dystansu podczas rozmowy z innymi, nie lubiłam jak ktoś naruszał moją osobistą sferę, dlatego może właśnie jestem zadowolona z konieczności utrzymania odległości, choćby w sklepie czy na poczcie.
OdpowiedzUsuńz przyjaciółką, z kumplem - też?
UsuńA ja jakoś nie zauważyłam tej manipulacji...muszę na to zwrócić uwagę.
OdpowiedzUsuńwsłuchaj się 🦸♀️
UsuńMoże oglądasz mało telewizji? Bo często tam padają takie słowa
UsuńNie zwróciłam na to wcześniej uwagi, choć faktycznie może tak być.
OdpowiedzUsuńjak napisał mój ulubiony filozof:
Usuńmój język wyznacza moje granice
Zginęli w pandemii - jak mnie to śmieszy, a zarazem drażni.
OdpowiedzUsuńprawda? też mam ambiwalentne odczucia
UsuńTo prawda, czasami niektóre wyrażenia wywołują mieszane uczucia.
UsuńRewolucja się szykuje, jesteśmy świadkami dużych zmian, na które w ogóle nie mamy wpływu. Patrzę na swoje dzieci i zastanawiam się, co z nich wyrośnie.
OdpowiedzUsuńCieszę się z dorosłego syna. Gdy rozmawiam z nastoletnimi kuzynami, zastanawiam się, jaka przyszłość ich czeka?
UsuńCiekawe podejście do tematu i... rzeczywiście, zgadzam się, że wypaczany jest sens niektórych słów. Ludzie się nad tym nie zastanawiają, a to jest przykre...
OdpowiedzUsuńJeszcze bardziej doceniam fakt, że nie mam telewizji - dostęp do tego typu gierek mam więc mocno ograniczony ;)
OdpowiedzUsuńDystans do ludzi miałam zawsze - nawet zanim jeszcze zaczęło to być "modne". Akurat ten aspekt pandemii mi aż tak bardzo nie przeszkadza,bo nigdy się zbytnio nie spoufalam i nie lubię też,kiedy ktoś narusza moją strefę komfortu.
OdpowiedzUsuń