O! Jakie wiosenne kolorki w ten jesienny dzień - zauważyła znajoma na widok mojego szalika: morelowego z paseczkami ecru. Odpowiedziałam, że to barwy prenarodowe, następnego dnia ubieram strój biało-czerwony.
adrenalina
bohaterszczyzna;
fundamentalizm;
kindersztuba;
savoir-vivre;
bon ton;
vintage;
ecru;
khaki;
grynszpan;
- A co? Jakiś mecz będzie? Oj, w pani
wieku, to już nie uchodzi stadionowa nawalanka. No tym to mnie
zirytowała. Tak kobiecie wiek wypominać. Młodym brak kindersztuby i bon ton im zupełnie obcy; savoir-vivre nieznany zupełnie.
Z drugiej strony - usprawiedliwiłam szybko młodą - miło, że
niezwyciężone barwy biało-czerwone nie zalatują tylko patosem i
martyrologią. Ani fundamentalizmem pytań o bohaterstwo i
bohaterszczyznę. Nie są rezerwowane dla haseł pisanych solidarycą,
opasek i kotylionów zdobiących rękawy bojowników w słusznych sprawach.
Zdjęłam szal, żeby wewnątrz samochodu nie dostać kolorków z gorąca.
Dodałam, że planuję lusterka ubrać w biało-czerwone "bereciki". I
uśmiechając się miło, ruszyłam przez zakorkowane miasto.
Na rondzie odebrałam telefon. Wiem, to bardzo niebezpieczne i nigdy tego
nie robię. Wyświetliło się jednak ważne imię, wiec zaczęłam rozmowę. Z
tyłu zawyła policyjna syrena. Aha. Trzeba będzie przyjąć postawę pokorną
i durnowatą... Tymczasem radiowóz wepchnął się przede mnie, bez
jakichkolwiek oznak zainteresowania. To też było niegrzeczne. Ostatnio
znajomej wlepili mandat za telefonowanie podczas jazdy. I co? Tylko
dlatego, że ona pomyka wypasionym BMW - to panowie policjanci do niej
machają? A pani szanowna jak ja, w wozie prawie vintage - nie liczy się?
Tylko dlatego, że wóz jest w nienachalnym odcieniu grynszpanu i khaki?
Jednak z tyłu wpychała się kolejna policyjna furgonetka, z boku też.
Poczułam się osaczona. Ach! Ten dreszczyk adrenaliny. Jednak liczę się,
nawet bez odlotowej bryki. Bez lęku przyjmę więc tę demonstrację
siły... Niestety. Eskorta służb nie była przeznaczona dla mnie.
Furgonetka (kiedyś mówili suka, ale ja dobrze wychowana jestem)
zwolniła, aby zrobić miejsce wielkiemu autobusowi, a potem drugiemu i
trzeciemu. Zza szyb spoglądali przeze mnie panowie, epatujący muskularnymi ramionami, ledwo opiętymi podkoszulkami.
Już miałam załopotać szalem. Nie jestem przezroczysta, żeby mnie tak
spychać do krawężnika. Opromienia mnie karmazynowy blask zachodzącego
słońca.
I wtedy mnie olśniło. Wysportowani panowie jadą pewnie
do stolicy. I raczej nie do teatru, ani do muzeum, opery. Nie mają szans
na spotkanie z kulturą wysoką. Będą mieli szczęście, jeśli wyjdą cało z
narodowej nawalanki, naszej nowej tradycji niepodległościowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz