Dzieciństwa się nie wybiera. Można być polskojęzyczną Ślązaczką, która
rozpoczęła edukację podczas wojny w kinderschule w Lublinie, a na
starość mieszkać nad Balatonem. I delektować się:
węgierskim gulaszem
turecką kawą
francuskim rogalikiem
lizbońską babeczką
ruskimi pierogami
ukraińskim barszczem
bretońską fasolką
angielską herbatką
Nie odważyłam się zapytać srebrnowłosej kobiety, kim byli jej rodzice,
skoro chodziła do "kinderschule" obok obozu na Majdanku. Niemniej
kosztowało mnie sporo wysiłku, żeby nie wyrwać ręki z jej uścisku.
Zrzuciła właśnie rękawiczki, porzucając pracę w ogródku, bo usłyszała w
małym węgierskim miasteczku polską mowę. Rozpromieniła się na słysząc
nazwę Lublin. Z wysiłkiem kleciła zdania z mieszanki polskich i
niemieckich słów, ciesząc się, że na starość spotkała kogoś z miasta
swojego dzieciństwa. Trudnego dzieciństwa, bo to była wojna i musiała
wyjechać ze śląskiego miasteczka.
I ani śmiałam pomyśleć, że w tym samym czasie jeden mój kuzyn był
więziony na Majdanku, inni robili partyzantkę w podlubelskich lasach.
Jedna ciocia zdarła stopy do krwi uciekając z transportu na roboty do
Niemiec. Jeden wujek uciekł od bauera do francuskiej partyzantki, a inny
- żandarm z Żytomierza przemierzył pół świata i został cichociemnym. A
jeszcze inny, z robót w Niemczech, wywędrował do Australii, bo wieś, z
której go zabrano nie była już Polsce tylko w Rosji. Moi przodkowie
stali pewnie po drugiej stronie wojennego frontu niż przodkowie
sympatycznej węgierskiej staruszki. Ale kimże ja jestem, żeby traktować
ją oschle lub patrzeć na nią wyniośle?
Tak wyniośle patrzyła na innych kobieta w czadorze i złotej blaszce na
nosie. Przechadzała się po wiedeńskim Praterze i władczym gestem dłoni
ozdobionej wykwintnymi tatuażami, zabraniała fotografowania. W jej
wzroku zdumienie mieszało z niesmakiem. Spróbowałam popatrzeć na świat z
jej perspektywy. O jejuńciu! Ale dziwadła wokół! Te kobiety eksponujące
w biały dzień trzeciorzędne cechy płciowe, ci rowerzyści w kaskach
komandosów i uniformach opiętych na fałdach tłuszczu. I wszyscy
obwieszeni elektroniką, którą zamieniają świat w pojedyncze kadry.
Rzeczywiście - zabawni jesteśmy my, turyści. Niemniej podróżować jest
bosko, zwłaszcza, gdy od Adriatyku po Bałtyk nikt nie pyta o paszport. A
wyjazd na roboty do innego kraju jest wyborem, nie wojennym przymusem.
angielski online
Oj, z tymi korzeniami to nie taka prosta sprawa. Faktycznie, w pierwszej chwili na myśli przychodza skojarzenia, solidarność z przodkami,jednakże życie się toczy naprzód. Kobieta mająca nazistowskich przodków nie odpowiadała za ich czyny, a będąc dzieckiem widziała Polskę tylko od tej strony, od której jej ją pokazano. Świadomość tego co się naprawdę wtedy działo na świecie zdobyła zapewne wtedy, gdy sama stała się dorosła. W kazdym razie, mimo pochodzenia, nie można zrzucać na niej jakiekolwiek współwiny za decyzje jej przodków podczas gdy ona sama była wtedy dzieckiem.
OdpowiedzUsuńkuferkulturalny.blogspot.com
TAK! Masz absolutnie rację!
UsuńI tą mądrzejszą częścią rozumu też tak myślę, ale tą bardziej emocjonalną - trochę się wzdragam
Dokładnie, zgadzam się z Malnitką. Nie decydujemy o wyborach naszych przodków i nie jesteśmy za nie odpowiedzialni w żaden sposób.
UsuńKoniecznie trzeba rozglądać się i obserwować ludzi wokół. Turyści naprawdę się wyróżniają, często negatywnie. Niemozna obarczać młodych ludzi, kolejne pokolenia winami ich przodków, a nawet ludzi, z którymi nie mieli nic wspólnego...
OdpowiedzUsuńracja, można by dodać: odsłoń kulturę swojego podróżowania, a powiem ci kim jesteś ;)
UsuńNiby nie można zrzucać odpowiedzialności, ale potomkowie niektórych winnych wojennej zawierusze bardzo dobrze skorzystali na tej wojnie, a przecież wtedy byli tylko dziećmi...
OdpowiedzUsuńZrabowanych dóbr narodowych i złota przecież nie oddali...
na wojnie zawsze ktoś korzysta - chociaż nie zawsze zwycięzcy
UsuńPo pierwsze - tytuł skojarzył mi się z piosenką Kory i myślałam, że ten wpis jest zupełnie czynś innym. Po drugie, totalnie nie wiem jak to skomentować, bo ja nie lubię myśleć trochę w ten sposób. I w końcu po trzecie, wpis skojarzył mi się z wpisem na hooltayach, gdzie opisali jak zorganizowali wystawę zdjęć społeczności lokalnej, na którą ją również zaprosili. To tak odnośnie zastanawiania się jak widzą turyści inni. Oni nas widzą jako przeszkadzajkę, a my? W zasadzie w Polsce wciąż wielu ludzi czuje zaniepokojenie gdy w otoczeniu są inne kultury. Ciekawe, czy wbrew pozorom w tym przypadku nie było tak samo.
OdpowiedzUsuńChcę jeszcze raz pojechać do Europy
UsuńLub jeszcze dalej do Buenos Aires
Więcej się można nauczyć podróżując
Podróżować, podróżować jest bosko
Ależ...
ja też uważam, że wiele się można nauczyć podróżując :) i tytuł jest Kory
Ja nie znoszę czytać dyskusji, w której obwinia się potomków jakiś zbrodniarzy wojenych. To oni to zrobili, nie ich dzieci, wnuki. Jasne, zapewne jakoś to na nich wpłynęło.
OdpowiedzUsuńW czasie podróży można spotkać bardzo ciekawe osoby, ale też trzeba uważać.
obwinianie za grzechy ojców dzieje się ciągle i w odniesieniu do różnych epok. Całkiem niedawno wydano w Polsce książkę "Resortowe dzieci"...
UsuńSwoboda obecnej Europy daje komfort przemieszczania się. Można to było bardzo odczuć podczas zamknięcia granic wiosną. A przeszłość? Każdy jakąś ma i nie ma na nią wpływu.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, zamknięcie granic w czasie zarazy stało się powrotem do przeszłości, o której tak łatwo się zapomniało
UsuńCzasem ciężko nam z własnymi korzeniami. Sporo wydarzeń z naszego dzieciństwa na nas wpływa i kształtuje to kim jesteśmy w dorosłym życiu.
OdpowiedzUsuńmówią, że nasze postawy kształtowane są w dzieciństwie
UsuńChyba też miałabym problem ze szczerym uściskiem dłoni.
OdpowiedzUsuń