- Ja nie chcę być waszą służącą! - złościła się na plaży młoda pani.
Młody pan i dwójka dzieciaków, znudzeni słuchali, że ona jedzie nad
morze wylegiwać się na piasku, a nie gotować i prać gacie. Nikt z tej
czwórki nie patrzył na bliskich, ale gdzieś za linię równo odgradzającą
niebo od morza. I raczej nie rozważali, co to
narcyzm
altruizm
egocentryzm
alterocentryzm
filantropia
merkantylizm
ofiarność
bezduszność
służba
Służba zwłaszcza została pejoratywnie nacechowana, jakby znaczyła tylko
marnie wynagradzana pracę w cudzym domu lub poddanych jaśniepaństwa.
Nikt już nie bierze na poważnie deklaracji, że to praca na rzecz jakiejś
wspólnoty, wykonywana z poświęceniem. Służba zdrowia? Skądże!
Skomercjalizowana medycyna raczej. Służba cywilna? Armia urzędników.
Służba wojskowa? Po co to komu - wszyscy jesteśmy pacyfistami. Służba
dyplomatyczna - ach, zwykli lobbyści. Służba jako pokorne poświęcenie
dla innych? No przepraszam - jakich innych? Ja jestem najważniejsza! Jak
mówią reklamy: jak JA nie mam, co lubię - to biorę chwilówkę. I
ten abonament: japlus. Się ogląda w tv tych wszystkich cudnych
celebrytów, tych wszystkich, z angielska mówiąc, kołczów na kałczu.
Na planecie JA najważniejsza jest dobra zabawa i ogolone nogi, żyją
tylko młodzi, piękni i bogaci. To nie jest świat dla starych ludzi ani
"pokolenia Kolumbów", ani świętych Franciszków, Teres i Faustyn. Chociaż
nie - gdyby współczesny Franciszek z Asyżu dołączył do ekoterrorystów -
też mógłby trafić na couch w telewizyjnym poranku i opowiadać jako
coach newagowy, jak walczyć z wiatrakami i bronić trzody przed rzezią.
Mógłby też walczyć o prawa nienarodzonych, bo łatwiej być bojownikiem
niż troszczyć się o szpetnych, głupich, leniwych. Planeta JA wyklucza
służbę, co najwyżej można być popularnym filantropem. Filantropia jest
prawdziwą maskaradą interesowności przebranej za altruizm.
Największą chorobą naszych czasów nie jest AIDS czy gruźlica, lecz
raczej doświadczenie tego, że się jest nie chcianym, porzuconym,
zdradzonym przez wszystkich. Największym złem jest brak miłości i
miłosierdzia, okrutna obojętność wobec bliźniego, który wyrzucony został
przez margines życia w skutek słabości, wyzysku, nędzy, choroby. Dobrzy? Święci?
Chyba na starej Ziemi. Planeta JA ich nie uznaje, ale oświadcza: Dochody
Matki Teresy były takie, że mogła z powodzeniem wyposażyć kilka
pierwszorzędnych klinik w Bengalu (ogółem prowadziła 600 misji w 123
krajach). To była świadoma decyzja, by tego nie robić i w zamian
zakładać dobroczynne placówki, które natychmiast stałyby się celem
pozwów sądowych, gdyby były placówkami służby zdrowia. Celem nie było
uczciwe niesienie ulgi w cierpieniu, lecz kult śmierci, bólu i pokornego
poddania się losowi.
Planeta JA uznaje jedynie kult piękności. Po korekcie lancetem, bezboleśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz