Jesienią
nachodzą mnie nastroje dekadenckie. Może nawet modne borderline?
Bo żyję na granicy wsi i miasta, jestem przestawionym mańkutem,
uczyłam się pisać stalówką a piszę wordem? Osobowość graniczna to jednak
ciężki temat - z lżejszych tematów są
jeszcze:
satyry
oligarchowie
heloci
agora
elekcja
ordynacja
Metoda
d’Hondta
Metoda Saint-Lague
Metoda Hare-Niemeyera
vote or die
W
mediach spowszedniały "szok i dramat" zastąpiło larum w
sprawie "leśnych dziadków", co to nie potrafili
zdigitalizować wyborów. Żurnaliści przekonują, że jeśli w 48
osiem godzin nie ma wyników głosowania, to demokracja jest
zagrożona. No chyba ta demokracja kończy się na granicy mojej
gminy. Wynik znam - wiem, że będzie dogrywka. Nie wiem do jakich partii
kandydaci należą, bo obydwoje mają własne komitety. W myśl
zasady: nie palcie komitetów - zakładajcie własne. Za granicą,
czyli w Lublinie sytuacja lekko schizofreniczna, bo jak
wygrała jedna partia, a dotychczasowy prezydent z 60 procentową
przewagą pokonał konkurenta z wygrywającej partii.
Oto signum
temporis: zbyt szybkie zmiany rzeczywistości. Dziadkowie
przeżywali
elektryfikacje; dzieci - wprowadzenie telewizji; wnuki -
technologie
mobilne. Już nikt nie rachuje na liczydłach, a jeszcze niewielu
potrafi używać arkuszy kalkulacyjnych. Ja jestem wiernym
wyznawcą
Excela, chociaż potrafię napisać tylko nędzne formuły. Stare
księgowe szybciej liczyły na liczydłach. Wstydzę się tego. I
wyznam z zażenowaniem, że nie bardzo też potrafię pojąć metody
liczenia wyborczych głosów. Czytam, różnica polega na tym,
że zamiast kolejnych liczb naturalnych, dzielnikami są liczby
nieparzyste, z wyjątkiem pierwszego, który wynosi 1,4. Formuła
Saint-Lague w mniejszym stopniu niż d’Hondta preferuje
najsilniejsze partie. Zazdroszczę tym, którzy potrafią to
przełożyć na komputerowy algorytm. I tych, którzy krytykują
programistów, bo w dzień po wyborach w godzinę odkryli straszne luki w
systemie. Brawo! Czemu nie odkryli ich wcześniej?
Czemu nie było
zaangażowania na wzór kampanii amerykańskich raperów, których
celem było zachęcenie młodych ludzi do wzięcia udziału w
głosowaniu? Tam nosili koszulki z napisem VOTE OR DIE. U nas
celebryci noszą tylko pogardę dla frajerów, co opłacają
im podróże do fajnych miejsc. I wychodzi na to, że mamy
demokrację
według najlepszych zasad starożytności: prawa mają oligarchowie
-
reszta ma tylko obowiązki. Jak w dawnej Sparcie, gdzie
najliczniejszą grupą byli Heloci - własność państwowa. Od
niewolników różnili się tym, że nie wolno ich było sprzedawać
i zabijać. I też pewnie półgębkiem wyśmiewali "leśnych
dziadków", czyli satyrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz