poniedziałek, 19 stycznia 2015

我喺盧布林呀

Złoty kot przybył z Tajlandii, stanął przy oknie i macha lewą łapą. Zagarnia dalekowschodnią filozofię i aromaty, jakie rozsiewa w kuchni
trawa cytrynowa;
kurkuma;
sos sojowy;
imbir;
pędy bambusa;
wasabi;
garam masala;
szafran;
kumin

Tak wydawało mi się kiedyś. Źle myślałam. Nieopodal kota, przy mojej kuchence uwija się właśnie dwójka Azjatów z Hongkongu o typowych imionach chińskich - O! przepraszam, hongkongskich: Mars i Abby. Muszę pilnować się, żeby nie używać przymiotnika chiński, ponieważ oni są Hongkongowiakami. Opowiadają o jesiennych protestach spod znaku parasolki. O! Parasolki, parasolki ....  inne niż te, o których śpiewała Maria Koterbska, inne niż Parasolki z Cherbourga. Ależ ten świat mały - faktycznie: globalna wioska. Prócz parasolek mają jeszcze żółte wstążki, jak Amerykanie, gdy śpiewali Tie a Yellow Ribbon Round Old Oak Tree i wiązali je przed każdym domem, w którym mieszkały kobiety żołnierzy walczących w Korei. Dziwna rzecz: symbole. Złoty kot machający łapą, okazał się nie tajski tylko chiński. I nie wzywa szczęścia, tylko zagarnia pieniądze.
Abby mówi do mnie "mama", przestawia kota we właściwym kierunku i proponuje, że przygotują danie serwowane u nich na przyjęciach. Wystawiam moje azjatyckie przyprawy - dobre, ale kumin zwietrzał. Nie lubię tego aromatu, ale dokupili świeżutki - zwala z nóg.  Zgodzili się na indyka, chociaż u nich używa się kurczaka. Poza tym potrzebne są: ogórki, pomidory, czosnek, świeży imbir, sos sojowy i... coca cola. Tego też nie używam, ale szwagier dał mi pyszny ukraiński koniak, pomyślałam więc, że gdy się doleje do kolki - da się wypić. Ale nie. Nasi goście w 55 dni przebyli Chiny, Rosję, Mongolię, żeby zrobić nam obiad tak, jak to robi jeden z kolegów mojego syna.
Wrzucili kawałki mięsa, imbiru, kminu rzymskiego i czosnku do garnka z colą w charakterze marynaty.  Pobiegali po wsi, bo chociaż są w podróży - nie można zaniedbywać treningów. Obejrzeli targi sztuki i zabrali się do gotowania. Mięso w koli bulgotało, a po kuchni rozchodził się aromat krojonych ogórków i pomidorów. Wzięli dwie patelnie i rozgrzali olej. Do jednej wrzucili plasterki ogórków, do drugiej - pomidory, na których usmażyli jajecznicę.
Na deser pokazali jak pisać po kantońsku: jestem w Lublinie. Używają języka ojczystego, ale Abby ma brytyjski paszport, obydwoje studia skończyli w języku angielskim, którego hongkongskie dzieci uczą się od przedszkola. Jak to w globalnej wiosce.


Tie a Yellow Ribbon Round Old Oak Tree
The Umbrellas of Cherbourg " I Will Wait For You"

7 komentarzy:

  1. Ciekawe doświadczenie. Warto poszerzać horyzonty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Używam takich przypraw, niesamowicie zmieniają potrawy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie połączenia smaków są niebanalne, ale mocno odpaliły moją wyobraźnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, przyprawy są niesamowite i wspaniale podnoszą smak dań

    OdpowiedzUsuń
  5. Marynata na bazie coli? Ale pomysł... Ciekawi ludzie, ciekawe smaki... Zazdroszczę

    OdpowiedzUsuń