Złoty kot przybył z Tajlandii, stanął przy oknie i macha lewą łapą.
Zagarnia dalekowschodnią filozofię i aromaty, jakie rozsiewa w kuchni
trawa cytrynowa;
kurkuma;
sos sojowy;
imbir;
pędy bambusa;
wasabi;
garam masala;
szafran;
kumin
Tak wydawało mi się kiedyś. Źle myślałam. Nieopodal kota, przy mojej
kuchence uwija się właśnie dwójka Azjatów z Hongkongu o typowych imionach
chińskich - O! przepraszam, hongkongskich: Mars i Abby. Muszę pilnować się, żeby nie używać przymiotnika chiński, ponieważ oni są Hongkongowiakami. Opowiadają o jesiennych protestach spod znaku parasolki. O! Parasolki, parasolki .... inne niż te, o których śpiewała Maria Koterbska, inne niż Parasolki z Cherbourga. Ależ ten świat mały - faktycznie: globalna wioska. Prócz parasolek mają jeszcze żółte wstążki, jak Amerykanie, gdy śpiewali Tie a Yellow Ribbon Round Old Oak Tree i wiązali je przed
każdym domem, w którym mieszkały kobiety żołnierzy walczących w Korei. Dziwna
rzecz: symbole. Złoty kot machający łapą, okazał się nie tajski tylko
chiński. I nie wzywa szczęścia, tylko zagarnia pieniądze.
Abby mówi do mnie "mama", przestawia kota we właściwym kierunku i
proponuje, że przygotują danie serwowane u nich na przyjęciach.
Wystawiam moje azjatyckie przyprawy - dobre, ale kumin zwietrzał. Nie
lubię tego aromatu, ale dokupili świeżutki - zwala z nóg. Zgodzili się
na indyka, chociaż u nich używa się kurczaka. Poza tym potrzebne są:
ogórki, pomidory, czosnek, świeży imbir, sos sojowy i... coca cola. Tego
też nie używam, ale szwagier dał mi pyszny ukraiński koniak, pomyślałam
więc, że gdy się doleje do kolki - da się wypić. Ale nie. Nasi goście w
55 dni przebyli Chiny, Rosję, Mongolię, żeby zrobić nam obiad tak, jak
to robi jeden z kolegów mojego syna.
Wrzucili kawałki mięsa, imbiru, kminu rzymskiego i czosnku do garnka z
colą w charakterze marynaty. Pobiegali po wsi, bo chociaż są w podróży -
nie można zaniedbywać treningów. Obejrzeli targi sztuki i zabrali się
do gotowania. Mięso w koli bulgotało, a po kuchni rozchodził się aromat
krojonych ogórków i pomidorów. Wzięli dwie patelnie i rozgrzali olej. Do
jednej wrzucili plasterki ogórków, do drugiej - pomidory, na których
usmażyli jajecznicę.
Na deser pokazali jak pisać po kantońsku: jestem w Lublinie. Używają języka ojczystego, ale Abby ma brytyjski paszport, obydwoje studia skończyli w
języku angielskim, którego hongkongskie dzieci uczą się od przedszkola. Jak to w globalnej wiosce.
Tie a Yellow Ribbon Round Old Oak Tree
The Umbrellas of Cherbourg " I Will Wait For You"
Ciekawe doświadczenie. Warto poszerzać horyzonty.
OdpowiedzUsuńzawsze
UsuńUżywam takich przypraw, niesamowicie zmieniają potrawy.
OdpowiedzUsuń🤗
UsuńTakie połączenia smaków są niebanalne, ale mocno odpaliły moją wyobraźnie!
OdpowiedzUsuńO tak, przyprawy są niesamowite i wspaniale podnoszą smak dań
OdpowiedzUsuńMarynata na bazie coli? Ale pomysł... Ciekawi ludzie, ciekawe smaki... Zazdroszczę
OdpowiedzUsuń