Fajny film wczoraj widziałam. Momenty
były! Najlepiej, jak stara panna po czterdziestce, puszcza się z
pijanym nieznajomym. Potem, nadal stara i znów pijana, puszcza się
ze starym znajomym. Gdyby nie to, że ona jest producentką
telewizyjną, a jednorazowi kochankowie – samotnymi bogaczami,
byłaby to
elegia
treny
epopeja
dramat
horror
thriller
melodramat
czarny kryminał
Tymczasem „Bridget Jones's Baby” to
przezabawna komedia i nie można jej nijak porównać do „Rosemary's
Baby”. Ale... pamiętacie tamto „dziecko”? Poczęcie też
pamiętacie? I jak u ciężarnej pojawiają się niepokojące bóle,
trupia bladość, chudnięcie, apetyt na krwiste mięso... To był
horror! Co innego Bridget, wprawdzie jest geriatryczną pierworódką,
ale wizyty u ginekologa są zabawne, chociaż – a może właśnie
dlatego – że ojciec jest nieznany.
Jak mówią krytycy: komedia pomyłek.
Można nawet zaryzykować tezę, że to damska odpowiedź na The
Hangover. Jednakże tu nie jest kac w Vegas, ale syndrom dnia
następnego po niezobowiązującym seksie. Wystarczy drobna zmiana i
scenariusz nie da się powielić. Gdy faceci pójdą w tango, to mogą
stracić ząb, pieniądze albo kawalerski stan. Żaden jednak nie
wróci z brzuchem, jak Bridget Jones, która z pierwszego lepszego
poradnika dowiaduje się, że ciąża 40latki wiąże się ze
zmęczeniem i żylakami; poronieniem; nadciśnieniem, cukrzycą
ciążową, trisomią... etc.
Drobna zmiana scenariusza mogłaby
wywołać jeszcze większe konsekwencje. Gdyby kochankowie Bridget
nie byli samotnymi bogaczami, ale zubożałymi karierowiczami, jak
Ziembiewicz z „Granicy” albo Niepołomski z „Dziejów grzechu”
- nie byłoby miło. Tymczasem, gdy ponad czterdziestoletnia panna
Jones traci pracę w ósmym miesiącu ciąży, nie jest to żaden
problem. Nawet przedwczesny poród nie jest żadnym problemem w
naszych czasach. Teraz medycyna utrzymuje przy życiu płód
niespełna półkilogramowy. Brawo medycyna! On nie jest tak uroczy i
zabawny, jak Bridget Jones's Baby, ale kino nie porodówka. Można
się śmiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz