przed rokiem, z Grzegorzem Teresińskim
17 lat temu rząd AWS rozpoczął
program czterech wielkich reform: administracji, emerytur, zdrowia i
edukacji. Zmiany systemu kształcenia, nawiązujące do tradycji
przedwojennych i odrzucające „socjalistyczny” model z
ośmioklasową podstawówką, czteroletnim liceum lub pięcioletnim
technikum, miały zbliżyć polską edukację do modelu wtedy
nazywanego „zachodnim”. Pojawiły się gimnazja oraz inny
tradycyjny element edukacji zachodniej – egzaminy zewnętrzne po
każdym etapie kształcenia. Już wcześniej do wszystkich szkół
wprowadzono naukę religii.
Reforma rządu
Jerzego Buzka nawiązywała do świetnych przedwojennych tradycji
polskiego szkolnictwa, a jednocześnie wprowadzała, tak potrzebną w
końcu XX wieku i po zmianie ustroju w Polsce, nowoczesność. W
dodatku – i chyba to akurat było najważniejsze – zmieniała
wizję celu nauczania. Uczniowie nie mieli zdobywać wiedzy, ale
umiejętności. Zewnętrzne egzaminy mają obiektywnie sprawdzać
umiejętność praktycznego stosowania wiadomości. Systematyczny
wzrost pozycji polskich szkół w Programie Międzynarodowej Oceny
Umiejętności Uczniów (PISA) wskazuje słuszność kierunku zmian,
zapoczątkowanych przez rząd zjednoczonych partii
centro-prawicowych.
Szanuję
dokonania i prawdziwie światowy poziom nauki obowiązujący przed II
Wojną Światową, czego dowodem były materialne dokonania
ówczesnych rządów i intensywny rozwój gospodarki w latach
1921-1939. Ale... O ile odniesienie do historii przedwojennej może
stanowić argument, to już działania rządów AWS w zakresie
czterech reform, pozostają w jawnej sprzeczności z etosem
państwowym, dobrze rozumianym idealizmem i wreszcie poziomem
obowiązującym w latach 30. XX w.
Przypadkowość ludzi przygotowujących
reformy z lat 90., miałkość lub brak rzetelnej debaty je
poprzedzającej, ich negatywne skutki społeczne i gospodarcze, które
ciążą nad Polską do dziś – stanowią wystarczające obciążenie
dla twórców tych nieszczęść. Jedyne, czym kierowali się
ówcześni kreatorzy rzeczywistości politycznej, była chęć za
wszelką cenę zmiany wszystkiego, co mogło kojarzyć się z
poprzednią epoką. Polacy przekreślili ówczesnych polityków,
odsyłając ich w polityczny niebyt, lecz niestety zapomniano o
likwidacji nieszczęsnych reform...
Chętnie kiedyś porozmawiam także o
reformie administracyjnej, ale wróćmy do szkoły. Lista przewin
reformy edukacyjnej Handkego jest dłuższa niż maturalna ściąga i
będę rozprawiał się z nimi sztuka po sztuce, ciesząc się
inteligentną wymianą zdań z Panią (a brak umiejętności
dialogu między Polakami zajmuje na tej liście wysokie miejsce).
O! I bardzo dobrze, że Pan
wspomniał o tych długich maturalnych ściągach. To był rak
ówczesnej oświaty! Oczywiście teraz uczniowie też ściągają,
ale przynajmniej mają świadomość, że ich zachowanie jest wysoce
naganne. A i ściąganie jest trudniejsze, bo konstrukcja egzaminów
wymierzona jest w oszustów. Warto w tym miejscu przypomnieć, że
równocześnie z reformą edukacji rozpoczęła się kampania
antyściągawkowa Zygmunta Zamoyskiego. Arystokrata, absolwent
znamienitych uczelni angielskich, który przyjechał w 1990 roku
uczyć angielskiego zamojskim kolegium nauczycielskim, był
autentycznie wstrząśnięty, kiedy na egzaminie końcowym przyłapał
ośmiu studentów z takimi właśnie długimi ściągami. A jeszcze
bardziej – kiedy został wyrzucony z kolegium za piętnowanie
ściągania.
Nikt nie mówił wtedy, że ściąganie
jest niemoralne, że to nieuczciwa konkurencja. Ani o łapówkach dla
nauczycieli. Zresztą nie używało się wtedy słowa „łapówki”
tylko „wziątki”, a wysokopłatne korepetycje u nauczyciela,
który najpierw uczył, a potem egzaminował własnych uczniów, były
oczywiste jak ściągawki. Nikt nie kwestionował zasady, że
nauczyciel sam jest kontrolerem własnej pracy. To był jeden z
powodów wprowadzenia egzaminów zewnętrznych, praktykowanych na
Zachodzie. Drugim argumentem za reformą jest obiektywizm ocen, które
ucięły erę punktów za pochodzenie. Nikt nie podnosił „co
łaska” ocen absolwentom zapyziałych szkółek. Zapyziałe
szkółki, dające namiastkę umiejętności i wiedzy, miały
zniknąć. I właśnie dlatego powstały gimnazja.
Widzę, że dobry humor Pani
nie opuszcza! Zapytam, bo nie dowierzam: czy Pani zdaniem reforma
oświaty miała w swoim zamierzeniu stworzyć system uniemożliwiający
ściąganie? To miało być jednym z jej zamierzeń? Jeśli tak, to
już sam ten fakt stanowi kolejny dowód na brak wyobraźni jej
twórców. Czy to przypadkiem nie Pani uważa, że to fajnie, jak uczeń szybko odnajduje właściwą
odpowiedź w necie i podpowiada zażenowanemu nauczycielowi? I czy to
nie jest współczesna forma ściągania?
Widocznie założenia nieszczęsnej
reformy AWS nie przewidziały tego, że świat się zmienia.
Rewolucja technologiczna wychowała nowe pokolenie i myślę, że
zasadne byłoby zmienić niektóre założenia reformy oświaty,
właśnie z duchem czasu. Ściąganie nie jest żadnym zagrożeniem w
systemie oświaty. Było, jest i będzie. Pomówmy o prawdziwych
dramatach wywołanych przez reformę Handkego...
Takich jak zdaniem pedagogów jeden z
najgorszych skutków tej żałosnej reformy – mianowicie quasi
komunistyczne zrównanie uczniów i zabicie w nich indywidualizmu,
odebranie prawa do rozwoju talentu i zainteresowań zgodnie z
predyspozycjami. Śmiech historii prawda? Prawicowy rząd stworzył
postkomunistyczną reformę! No bo czym innym jest stworzenie
ujednoliconego systemu ocen i okręgowych komisji egzaminacyjnych
(OKE), tworów przypominających departament cenzury i swoiste
politbiuro?
O jakim prawidłowym rozwoju możemy
mówić, jeśli zdolny dzieciak, który sam poszerza zakres swojej
wiedzy, czyta naukowe opracowania, ślęczy w necie, zostaje ukarany
przez anonimowego urzędnika, który przykładając na egzaminie
szablon z „jedynie słuszną koncepcją słów – kluczy” stawia
ambitnemu uczniowi ocenę dobrą, mimo, że ten w swojej pracy
znacznie wyszedł poza materiał szkolny? Skandal – to jedyne
określenie tego stanu rzeczy, który niestety trwa i trwa.
Do tego dodajmy fatalny program
nauczania i mamy komplet. Gdybym wierzył w teorię spiskową,
zapytałbym: komu zależy na wychowaniu szarej masy bez własnego
zdania, nie potrafiącej formułować własnych tez, stawiać
niewygodnych pytań i reprezentować indywidualnych, odważnych
poglądów? Niemcom, Ruskim, czerwonym, czarnym, a może cyklistom?
Nadzieję dają indywidualne działania niezadowolonych uczniów,
którzy występują do sądu. Kropla drąży skałę i może kiedyś
tama urzędniczej głupoty pęknie z hukiem, razem z tą reformą...
Dziękuję, że wspomniał Pan
o cyklistach... wzruszyłam się. Przed laty jeździłam w „Masie
Krytycznej” w Lublinie i gdy na głównym rondzie podnosiliśmy
rowery nad głowy – też nas wyklinali, kierowcy pluli i
wrzeszczeli: zmasakrować masę krytyczną! Teraz są ścieżki i
rowery miejskie. Ale my nie dla ocen tam staliśmy, ale dla
dzisiejszych rowerzystów narzekających, że stacji rowerowych jest
za mało. Z uczniami jest podobnie – jeśli chcą mieć wysokie
oceny, muszą się dostosować do oczekiwań oceniającego.
Obiektywizm ocen wymaga porównywalności. Jeśli geniusz ogłosi
przełomową teorię potwierdzoną badaniami, to – jak pokazuje
historia Einsteina, Wittgensteina i innych wybitnych umysłów – po latach doczeka się uznania.
Każdy system, system edukacji także,
wymaga respektowania zasad. Rzeczywiście, jednego w tej reformie
zabrakło: autorytetów. Charyzmatycznych liderów do naśladowania
brak jednak nie tylko w szkołach, które przecież odwzorowują
społeczeństwo.
Mówi Pan, że obecny system oświaty
zabija w uczniach indywidualizm i odbiera im prawo do rozwoju
talentu? Czy nie liczy się to, że dziecko może uczyć się poza
systemem szkolnym, korzystając z edukacji domowej, nauczania
indywidualnego, szkół niepaństwowych? Czy wybitny uczeń nie może
dowieść swoich niezwykłych zdolności w licznych konkursach? I
dziękuję, że wspomina Pan o moim ulubionym aspekcie edukacji –
technologiach informacyjno-komunikacyjnych. Mam portal edukacyjny,
używałam tablicy multimedialnej, gdy mało kto wiedział, co to
jest. Mam też świadomość, że nie wszyscy nauczyciele są
entuzjastami e-learningu, czy m-learnigu, podczas gdy prawie każde
dziecko ma w domu komputer i wciąż z niego korzysta. Dotychczasowa
formuła nauczania informatyki już się wyczerpała, a na kierunki
nauczycielskie nie idą prymusi z liceów. Najlepsi absolwenci szkół
średnich toczą morderczą walkę o miejsce na uczelniach
medycznych, informatyce, mechatronice. O zdobyciu indeksu decydują
ułamki punktów...
Czy Pan ma jakąś cudowną receptę na
likwidację korepetycji, które nakręca ta rywalizacja? A może też
receptę na wysoką jakość pracy nauczycieli? Bo tamta reforma
założyła, że nowy system oceniania nauczycieli i podniesienie ich
wynagrodzeń sprawi, że kadry pedagogiczne będą bardziej
efektywne.
I cóż się w tak zwanym
„międzyczasie” okazało! Oto wyniki kontroli NIK przynoszą
mrożące krew w żyłach dowody ogromnych zaniedbań, niekompetencji
i wręcz zagubienia OKE przy sprawdzaniu tegorocznych matur. Czyż to
nie dowody na nieracjonalność systemu ocen, który wygenerowała
chora (od dziś nie można nazywać jej inaczej) reforma z 1999 r.?
Skarżą się już nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele. Tak dalej
nie można, system jest rażąco niesprawiedliwy, łamie kariery
setkom uczniów, obniża poziom edukacji... etc, etc.
Czy byłem szczególnie mądry, żeby
przewidzieć takie reakcje? Nie – byłem racjonalny! I dziś
racjonalnie wzywam do poparcia idei szerokiej debaty publicznej,
której uwieńczeniem będzie likwidacja barier i patologii, które
wytworzyła obecna reforma.